Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dziki niemal rozszarpały psa. Ludzie się boją teraz o dzieci z okolicy

Agnieszka Drzewiecka
Agnieszka Drzewiecka
W trzcinowisku obok oczyszczalni ścieków dziki żyją już parę lat. Ale dopiero od niedawna ludzie zaczęli się ich obawiać.

Przyszły tam już dobrych kilka lat temu. Łąki w okolicy oczyszczalni ścieków ulegały coraz większej degradacji, a mały staw coraz bardziej zarastał, aż zamienił się w gęste trzcinowisko. W tym właśnie trzcinowisku dziki stworzyły sobie matecznik. Miejsce idealne: w okolicy same pola uprawne, nieopodal ogródki działkowe. Jedzenia więc w bród. Do tego spokój, ludzi niezbyt wielu, osiedla daleko.
Ludzie zaczęli budować tam domy około pięć lat temu. Wykarczowali zarośnięty teren, szybko powstały gruntowe ulice, Jesionowa czy Kalinowa. Nowym mieszkańcom podoba się to, że mają blisko przestrzeń, pola, łąki. Wszyscy wiedzieli, że w pobliżu żyją dziki, ale dotąd wszyscy przymykali oczy na wyłamane przez dziki młode drzewka czy zniszczone doszczętne trawniki.
Grzegorz Rosół mieszka przy ul. Jesionowej. Ostatniego dnia marca wybrał się, jak zwykle, na spacer z 14-letnim jamnikiem Kajtkiem. Gdy byli w pobliżu trzcinowiska, naprzeciwko nich przez drogę przeszły dziki, około dziesięciu. - Kajtek już je zna, nie atakuje. Ale one nagle cofnęły się w naszą stronę. Jeden zaatakował psa, Kajtuś wyleciał parę metrów w powietrze, wylądował po drugiej stronie drogi, brzuch miał rozwalony - opowiada Grzegorz Rosół. - Pies miał poważną operację. Uratowało go to, że jest lekki i mały, uderzony poleciał w górę. Cięższy pies zostałby rozerwany. Po tym wszystkim teraz już nikt psów tu nie puszcza. Ludzie, którzy mają małe dzieci, zaczęli się bać, wszyscy odwożą dzieci do szkoły samochodami, żeby same nie chodziły po okolicy - opowiada pan Grzegorz.
- Zawsze wiedziałem, że dziki tu żyją, ale teraz, kiedy mam małe dzieci, to obawiam się że mogłyby zostać zaatakowane - mówi inny mieszkaniec nowego osiedla Mariusz Ambrożuk.
- Kiedyś tu był dziki teren, od lat dziki traktowały go jak swój. I teraz pojawili się tu ludzie, intruzi. Sam nieraz miałem pod domem całą watahę. Gdyby tylko w nocy chodziły, to byłoby spokojniej, ale one podchodzą pod domy też w dzień. No i niszczą rolnikom pola - mówi Franciszek Szurko, mieszkający w okolicy.
Grzegorz Rosół wraz z żoną powiadomili o sprawie burmistrza. Ten przedyskutował problem z kołem łowieckim i znaleźli rozwiązanie. - Jeszcze w kwietniu wykosimy trzcinowisko, w którym żyją dziki. Mam nadzieję, że wtedy odejdą, żeby znaleźć sobie inne miejsce, z dala od ludzi - mówi burmistrz Mateusz Feder.
- Likwidacja ostoi dzików to obecnie jedyne możliwe i skuteczne rozwiązanie tego problemu - tłumaczy Bogdan Fil, prezes Koła Łowieckiego Ostoja w Strzelcach. - Teraz jest najlepszy moment, by to zrobić. Nie ma bowiem jeszcze w okolicy wysokiego rzepaku, kukurydzy, więc dziki wyniosą się do lasu. A gdy uprawy dookoła będą już wysokie, po prostu przeniosą się na pole obok - mówi prezes.
Dodaje, że odstrzału dzików na terenie miejskim, zamieszkanym przez ludzi, przeprowadzić nie wolno. Uspokaja też, że dzik, a dokładnie locha może zaatakować tylko w jednej sytuacji: stając w obronie swojego potomstwa. - Jeśli pies pogoni warchlaka, locha może zrobić mu krzywdę. W tej sytuacji gotowa jest też zaatakować człowieka - tłumaczy Bogdan Fil.
Wiadomo, że w trzcinowisku nieopodal oczyszczalni żyją dwie lub trzy lochy, a w sumie około 20 dzików.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lubuskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto