Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Listonosz przejechał kota. Zwierzę konało przez tydzień!

Renata Hryniewicz, Jakub Pikulik
- Listonosz, gdy usłyszał pisk zwijającego się z bólu kota zatrzymał się, popatrzył na cierpiące zwierzę i zwyczajnie odjechał - relacjonuje nasz Czytelnik Bartłomiej. Zupełnie inną wersję wydarzeń przedstawia listonosz. Co wydarzyło się w Gronowie?

Kot rasy rosyjski niebieski był prezentem, który pan Bartłomiej (nasz Czytelnik nie chce nazwiska w Gazecie) sprawił swojej narzeczonej. Zwierzak był maskotką rodziny, pupilem małego dziecka. Był rasowy, dlatego kosztował aż 2 tys. zł. Zwierzę było pupilem rodziny aż do 7 lutego. To wtedy pod posesję w Gronowie (gmina Ośno Lubuskie), gdzie zamieszkuje pan Bartłomiej, przyjechał listonosz. Z relacji naszego Czytelnika wynika, że kot wyszedł z posesji i usiadł na kole samochodu, którym poruszał się listonosz. Po doręczeniu przesyłki listonosz miał ruszyć. „Gdy usłyszał odgłos zwijającego się z bólu kota zatrzymał się parę metrów dalej, popatrzał na leżącego i cierpiącego kota na wjeździe, nie zareagował i zwyczajnie odjechał bez udzielenia jakiejkolwiek pomocy” - czytamy w mailu, przesłanym do naszej redakcji.

Właściciele kota zabrali cierpiące zwierzę do weterynarza. Tam czworonóg przeszedł szereg kosztownych badań i zastrzyków. - Następnego dnia udało się z wynikami badań i rachunkami za leczenie do listonosza. Pan listonosz nawet nie chciał na nie patrzeć, rzucił nimi o ziemię i powiedział, że w ogóle go to nie interesuje, a kot to przybłęda - mówi nasz Czytelnik. Łącznie zabiegi lecznicze pochłonęły 500 zł.

Zwierzak cierpiał przez siedem dni. Niestety, po tym czasie zdechł. - Nie chodzi mi nawet o pieniądze, tylko o zwyczajne „przepraszam” - mówi pan Bartłomiej.

Inną wersję zdarzeń przedstawia nam listonosz (nie zgadza się, aby podawać jego dane w gazecie). Z jego relacji wynika, że po dojechaniu do posesji w Gronowie zza ogrodzenia wybiegło wiele kotów. Listonosz miał poprosić ojca pana Bartłomieja, który odbierał przesyłkę, żeby usunął koty, bo siedzą wokół samochodu i może któregoś przejechać. - W odpowiedzi usłyszałem, żebym jechał, bo to przybłędy i nic im nie będzie - mówi nam listonosz. Gdy ruszył, usłyszał przeraźliwy pisk kota. - Zatrzymałem się i otworzyłem przez drzwi. Wówczas usłyszałem, że zwierzakowi nic nie jest i żebym jechał dalej - relacjonuje nam listonosz. Dodaje, że wcale nie rzucił dokumentami o ziemię. Jego zdaniem to pan Bartłomiej wrzucił mu te dokumenty do samochodu, gdy akurat miał otwarte drzwi. 

Więcej o tej sprawie przeczytasz w piątek, 16 lutego, w papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej" oraz w serwisie    plus.gazetalubuska.pl 

Zobacz też wideo: Magazyn Informacyjny GL 09.02.2018


Przeczytaj też:  Ciężko ranny jeleń sparaliżował ruch na "trasie śmierci". Zwierzę trzeba było uśpić [WIDEO, ZDJĘCIA]
- Listonosz, gdy usłyszał pisk zwijającego się z bólu kota zatrzymał się, popatrzył na cierpiące zwierzę i zwyczajnie odjechał - relacjonuje nasz Czytelnik Bartłomiej. Zupełnie inną wersję wydarzeń przedstawia listonosz. Co wydarzyło się w Gronowie? Kot rasy rosyjski niebieski był prezentem, który pan Bartłomiej (nasz Czytelnik nie chce nazwiska w Gazecie) sprawił swojej narzeczonej. Zwierzak był maskotką rodziny, pupilem małego dziecka. Był rasowy, dlatego kosztował aż 2 tys. zł. Zwierzę było pupilem rodziny aż do 7 lutego. To wtedy pod posesję w Gronowie (gmina Ośno Lubuskie), gdzie zamieszkuje pan Bartłomiej, przyjechał listonosz. Z relacji naszego Czytelnika wynika, że kot wyszedł z posesji i usiadł na kole samochodu, którym poruszał się listonosz. Po doręczeniu przesyłki listonosz miał ruszyć. „Gdy usłyszał odgłos zwijającego się z bólu kota zatrzymał się parę metrów dalej, popatrzał na leżącego i cierpiącego kota na wjeździe, nie zareagował i zwyczajnie odjechał bez udzielenia jakiejkolwiek pomocy” - czytamy w mailu, przesłanym do naszej redakcji. Właściciele kota zabrali cierpiące zwierzę do weterynarza. Tam czworonóg przeszedł szereg kosztownych badań i zastrzyków. - Następnego dnia udało się z wynikami badań i rachunkami za leczenie do listonosza. Pan listonosz nawet nie chciał na nie patrzeć, rzucił nimi o ziemię i powiedział, że w ogóle go to nie interesuje, a kot to przybłęda - mówi nasz Czytelnik. Łącznie zabiegi lecznicze pochłonęły 500 zł. Zwierzak cierpiał przez siedem dni. Niestety, po tym czasie zdechł. - Nie chodzi mi nawet o pieniądze, tylko o zwyczajne „przepraszam” - mówi pan Bartłomiej. Inną wersję zdarzeń przedstawia nam listonosz (nie zgadza się, aby podawać jego dane w gazecie). Z jego relacji wynika, że po dojechaniu do posesji w Gronowie zza ogrodzenia wybiegło wiele kotów. Listonosz miał poprosić ojca pana Bartłomieja, który odbierał przesyłkę, żeby usunął koty, bo siedzą wokół samochodu i może któregoś przejechać. - W odpowiedzi usłyszałem, żebym jechał, bo to przybłędy i nic im nie będzie - mówi nam listonosz. Gdy ruszył, usłyszał przeraźliwy pisk kota. - Zatrzymałem się i otworzyłem przez drzwi. Wówczas usłyszałem, że zwierzakowi nic nie jest i żebym jechał dalej - relacjonuje nam listonosz. Dodaje, że wcale nie rzucił dokumentami o ziemię. Jego zdaniem to pan Bartłomiej wrzucił mu te dokumenty do samochodu, gdy akurat miał otwarte drzwi. Więcej o tej sprawie przeczytasz w piątek, 16 lutego, w papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej" oraz w serwisie plus.gazetalubuska.pl Zobacz też wideo: Magazyn Informacyjny GL 09.02.2018 Przeczytaj też: Ciężko ranny jeleń sparaliżował ruch na "trasie śmierci". Zwierzę trzeba było uśpić [WIDEO, ZDJĘCIA] Czytelnik Bartłomiej
- Listonosz, gdy usłyszał pisk zwijającego się z bólu kota zatrzymał się, popatrzył na cierpiące zwierzę i zwyczajnie odjechał - relacjonuje nasz Czytelnik Bartłomiej. Zupełnie inną wersję wydarzeń przedstawia listonosz. Co wydarzyło się w gronowie? Kot rasy rosyjski niebieski był prezentem, który pan Bartłomiej (nasz Czytelnik nie chce nazwiska w Gazecie) sprawił swojej narzeczonej. Zwierzak był maskotką rodziny, pupilem małego dziecka. Był rasowy, dlatego kosztował aż 2 tys. zł. Zwierzę było pupilem rodziny aż do 7 lutego. To wtedy pod posesję w Gronowie (gmina Ośno Lubuskie), gdzie zamieszkuje pan Bartłomiej, przyjechał listonosz. Z relacji naszego Czytelnika wynika, że kot wyszedł z posesji i usiadł na kole samochodu, którym poruszał się listonosz. Po doręczeniu przesyłki listonosz miał ruszyć. „Gdy usłyszał odgłos zwijającego się z bólu kota zatrzymał się parę metrów dalej, popatrzał na leżącego i cierpiącego kota na wjeździe, nie zareagował i zwyczajnie odjechał bez udzielenia jakiejkolwiek pomocy” - czytamy w mailu, przesłanym do naszej redakcji. Właściciele kota zabrali cierpiące zwierzę do weterynarza. Tam czworonóg przeszedł szereg kosztownych badań i zastrzyków. - Następnego dnia udało się z wynikami badań i rachunkami za leczenie do listonosza. Pan listonosz nawet nie chciał na nie patrzeć, rzucił nimi o ziemię i powiedział, że w ogóle go to nie interesuje, a kot to przybłęda - mówi nasz Czytelnik. Zwierzak cierpiał przez siedem dni. Niestety, po tym czasie zdechł. - Nie chodzi mi nawet o pieniądze, tylko o zwyczajne „przepraszam” - mówi pan Bartłomiej. Inną wersję zdarzeń przedstawia nam listonosz (nie zgadza się, aby podawać jego dane w gazecie). Z jego relacji wynika, że po dojechaniu do posesji w Gronowie zza ogrodzenia wybiegło wiele kotów. Listonosz miał poprosić ojca pana Bartłomieja, który odbierał przesyłkę, żeby usunął koty, bo siedzą wokół samochodu i może któregoś przejechać. - W odpowiedzi usłyszałem, żebym jechał, bo to przybłędy i nic im nie będzie - mówi nam listonosz. Gdy ruszył, usłyszał przeraźliwy pisk kota. - Zatrzymałem się i otworzyłem przez drzwi. Wówczas usłyszałem, że zwierzakowi nic nie jest i żebym jechał dalej - relacjonuje nam listonosz. Dodaje, że wcale nie rzucił dokumentami o ziemię. Jego zdaniem to pan Bartłomiej wrzucił mu te dokumenty do samochodu, gdy akurat miał otwarte drzwi.
od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorzowwielkopolski.naszemiasto.pl Nasze Miasto