Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Michał Kwiatkowski: Nieważne, co powie świat. Szczęście jest ważniejsze!

Aleksandra Szymańska
Michał Kwiatkowski w listopadzie skończy 34 lata. Zaraz po maturze, którą zadawał w IV LO przy ul. Kosynierów Gdyńskich w Gorzowie, wyjechał do Francji. Miał studiować na Sorbonie, ale szybko zdecydował, że muzyka jest najważniejsza. Ogromną popularność przyniósł mu udział i ostatecznie drugie miejsce we francuskim talent show „Star Academy” w 2003 r. Wystąpił tam m.in. u boku Eltona Johna. Rok później wydał pierwszą płytę. Koncertuje we Francji i w Polsce. Wystąpił też w popularnych programach: „Taniec z gwiazdami” czy „Twoja twarz brzmi znajomo”. Jest starszym bratem Dawida Kwiatkowskiego, ogromnie popularnego piosenkarza, idola zwłaszcza nastoletniej polskiej publiczności.
Michał Kwiatkowski w listopadzie skończy 34 lata. Zaraz po maturze, którą zadawał w IV LO przy ul. Kosynierów Gdyńskich w Gorzowie, wyjechał do Francji. Miał studiować na Sorbonie, ale szybko zdecydował, że muzyka jest najważniejsza. Ogromną popularność przyniósł mu udział i ostatecznie drugie miejsce we francuskim talent show „Star Academy” w 2003 r. Wystąpił tam m.in. u boku Eltona Johna. Rok później wydał pierwszą płytę. Koncertuje we Francji i w Polsce. Wystąpił też w popularnych programach: „Taniec z gwiazdami” czy „Twoja twarz brzmi znajomo”. Jest starszym bratem Dawida Kwiatkowskiego, ogromnie popularnego piosenkarza, idola zwłaszcza nastoletniej polskiej publiczności. Anna Moskal/mat. artysty
- Nie chcemy prowokować. Nie na tym polega nasza misja - mówi pochodzący z Gorzowa Michał Kwiatkowski. Gdy śpiewał ostatnio w Filharmonii Gorzowskiej, kibicował mu m.in. mąż Maxim.

Powiedziałeś przez telefon, że zawsze starasz się pamiętać o rodzinnym mieście i oczywiście znajdziesz chwilę na rozmowę. Naprawdę myślisz tak jak mówisz?
Życie mnie nauczyło, jakie to ważne, żeby nie zapominać, skąd się pochodzi, gdzie się zaczynało, gdzie stawiało pierwsze kroki. Poza tym tylko w Gorzowie mogę zrobić koncert, na którym będzie moja rodzina, zjadą się znajomi z całej Polski, przyjdą znajomi z liceum, ze szkoły muzycznej, moi nauczyciele... Nie będzie takiego koncertu w innym mieście.

Ale w rodzinnym mieście nie pochodzisz po ulicach z mężem za rękę.
Nie, rzeczywiście, ale to nie jest problem wyłącznie Gorzowa, tylko, niestety, wielu miejsc. Mamy dużo szczęścia, że żyjemy akurat w Paryżu. Wolnym i tolerancyjnym. Natomiast we Francji są też inne miasta, gdzie - nie chcę przesadzać - ale raczej nie chcielibyśmy prowokować, chodząc za rękę. W Paryżu to coś normalnego. Nikt nie zwraca na to uwagi, chociaż my - i obaj mamy takie podejście - nie chcemy prowokować ludzi. Nie na tym polega nasza misja.

Mówisz: misja?!
Tak, mówię: misja, bo zanim zaczęliśmy nasze publiczne pokazywanie się razem, zapytałam mojego - już teraz męża - wtedy chłopaka, czy chce to robić, czy jemu to nie przeszkadza. Powiedział, że absolutnie nie i dziś wydaje nam się, że mamy misję: pokazywać, że jesteśmy normalną parą.

I jak na to zareagował Twój rodzinny Gorzów? Ktoś się tu od Ciebie odwrócił?
No właśnie, o dziwo, nie! Przeciwnie, wszyscy zareagowali bardzo pozytywnie. Oczywiście nie mówię o anonimowych komentarzach w internecie, których zresztą nie czytam, ale wiem, że mogą być bardzo ostre, homofobiczne. Nie przejmuję się tym, co piszą anonimowi, sfrustrowani ludzie. W codziennym życiu nigdy nic do mnie negatywnie nie wróciło - ani ze strony publiczności, ani rodziny. Zresztą Maxim był teraz ze mną w Gorzowie i widziałem, jak ludzie na niego reagują, jak go ściskają, gratulują ślubu.

Jednak nie od razu zdecydowałeś się - nie tylko publicznie - powiedzieć prawdę o sobie. Dlaczego?
Nie wiem… jakaś blokada, chyba strach przed reakcją. Troszeczkę żałuję teraz tego straconego czasu. Mogłem o wiele wcześniej dzielić się z rodziną i moimi radościami, i smutkami. Kilka lat na pewno straciłem, ale też teraz je nadrabiam.

Myślisz, że komuś swoją postawą pomagasz, choćby w rodzinnym mieście?
Tak, przed chwilą mówiłem o misji, i to jest częścią tej misji. Zdecydowałem się na to wszystko w okresie, kiedy głośne było samobójstwo młodego Dominika, który powiesił się na sznurówkach (dwa lata temu, w Bieżuniu w woj. mazowieckim, 14-latek był wyśmiewany przez kolegów - red.). To mnie bardzo poruszyło i stwierdziłem, że właśnie dla takich młodych, nieszczęśliwych ludzi muszę mówić o sobie.

Też byłeś takim młodym nieszczęśliwym?
Nie, nie byłem. Oczywiście zdarzały się momenty, kiedy się bałem. Masz 13 lat i odkrywasz: ojej, nie jestem taki jak inni! To jasne, że się bałem, ale nigdy nie byłem nieszczęśliwy. Chyba muzyka mi pomogła, bo ja właśnie w tym okresie, kiedy zadawałem sobie wiele pytań, zacząłem tworzyć. A dziś już wiem, że wielu osobom udało mi się pomóc. Na portalach społecznościowych otrzymuję wiele wiadomości od młodych gejów i lesbijek. Piszą, że to co robię, im pomaga, że lepiej im się żyje, mają więcej nadziei, że kogoś spotkają, że będą mogli prowadzić normalne życie. Tak jak ja prowadzę normalne życie. Mam świetne relacje z moim tatą, z babcią.

Z drugiej strony, nie wkurzasz się teraz ciągłymi pytaniami o życie prywatne?
W takich czasach żyjemy… Skoro powiedziałem „a”, to muszę powiedzieć „b”. Ale mam zasadę, że nie udzielam wywiadów tylko i wyłącznie o tym: przede wszystkim jest moja muzyka, mój zawód, a na drugim planie - życie prywatne.

Rodzinne miasto docenia Twoją muzykę? Byłeś właśnie gwiazdą koncertu z okazji przyznania dorocznych nagród prezydenta dla ludzi kultury. Nie pomyślałeś, że to Ty powinieneś dostać taką nagrodę?
(Śmiech). Nawet mi to przez głowę nie przeszło, a artystę, który dostał nagrodę (muzyk Błażej Król - red.), uwielbiam! Kiedy dowiedziałem się, że to on i że był potem na moim koncercie, byłem zaszczycony! Dla mnie już to, że zaproponowano mi koncert, jest wyróżnieniem, wielkim zaszczytem. W sumie to mój drugi taki „prawdziwy”, duży koncert w Gorzowie. Trzy lata temu przyjechałem z moim projektem „Chopin, etc.”, a teraz z „Amour, etc.”, który jest pewnego rodzaju kontynuacją poprzedniego.

Wracasz tu z poczuciem, że Ci się w życiu udało?
Ja mam takie poczucie, od kiedy wyjechałem, od kiedy zacząłem być w showbiznesie… To właściwie takie połączenie nostalgii, dumy, wspomnień. Miło po 15 latach wrócić do Gorzowa, mieć przy sobie najdroższą osobę, zagrać fajny koncert w filharmonii…

Pokazałeś mężowi Gorzów?
Oczywiście. Chyba już czwarty raz jesteśmy razem w Gorzowie, więc zna go bardzo dobrze. Teraz trochę się bałem, że chłopak mi zmarznie, bo przyjechał prosto z Bali. Jest dziennikarzem, pracował tam przy programie telewizyjnym. Myślę sobie: tam ciepło, tu zimno, a Maxim już na granicy wysłał mi SMS, że zdał sobie sprawę, jak stęsknił się za Polską!

Ale chyba nie myślicie, żeby tu kiedyś zamieszkać?
Nie, za wiele zbudowałem tam. Nie wyobrażam sobie mieszkać gdzie indziej i wciąż jestem tak samo zakochany we Francji jak 15 lat temu. Chociaż kuchnię wolę polską i zawsze jak przyjeżdżam, to się na nią cieszę.

Na co najbardziej?
Wszystko, co najbardziej banalne i podstawowe, to jestem tego fanem. Mielone, schabowe, bigosy… Po prostu mam świra na tym punkcie i jak przyjeżdżamy, to się cieszymy - Maxim też - że się najemy.

A czy jesteś w Gorzowie tak samo rozpoznawalny jak we Francji?
Czuję rozpoznawalność, ale chyba nie dlatego, że jestem popularny, tylko że to małe miasto i wszyscy się w sumie znamy. To jest fajne, choć czasami - jak chcesz odpocząć albo źle wyglądasz - niekoniecznie. Ale uwielbiam Gorzów, chociaż jest rozkopany! Jak przyjechałem w lipcu na kawalerski, to byłem zagubiony.

Zaraz, zaraz, kawalerski?!
Tak, i to chyba świadczy, jak bardzo jestem związany z Gorzowem. Właściwie to było u znajomych w Kłodawie. Organizował mój brat i moja przyjaciółka. Pyszne jedzenie, dużo pysznego alkoholu, nawet striptizer przyjechał (śmiech). Wydawało mi się logiczne, że skoro ślub w Paryżu, to wieczór kawalerski tu.

Wiesz, że wiele osób może Ci zazdrościć: żyjesz jak chcesz, robisz co chcesz?
Ludzie często myślą, że jak jesteś artystą, to masz pełno kasy i nic nie robisz, tylko pijesz piwo i śpiewasz piosenki. Niestety, tak nie jest. Tym bardziej że jestem właściwie niezależnym artystą, wiele rzeczy robię sam, bo nieraz przejechałem się na ludziach. Od kilku lat działam bez menedżerów, bez producentów…

… sam odpisujesz na wiadomości na Facebooku.
Dokładnie, bo uważam to za bardzo ważne, choć czasochłonne i stresujące. Ale gdyby to robił mój menedżer, na twoją wiadomość odpisałby po dwóch tygodniach. Przez 10 lat tak miałem. Teraz wiem, że jeśli sam wszystko zrobię, to chociaż będę zmęczony, przynajmniej wiem, że zrobiłem, co trzeba.

Jak wygląda dzień niezależnego artysty?
Zacząłem biegać, więc wstaję rano, żeby zadbać o formę. Potem praca menedżera. Potem część artystyczna. Gram codziennie, dlatego też, że zostałem nauczycielem fortepianu i planuję nawet otworzyć kiedyś szkołę w Paryżu. Na razie mam 15 uczniów: najmłodszy ma 5 lat, najstarszy 65. Albo ja do niech jeżdżę, albo oni do mnie. Tak, że widzisz, dzień wypełniony: menedżerstwo, nauczycielstwo, koncerty. Chciałbym jeszcze zacząć pracę nad nową płytą.

A gdzie życie prywatne?
No właśnie ciężko nam znaleźć czas. Praktyczne zaraz po ślubie Maxim wyjechał na miesiąc. Byliśmy w naszej podróży poślubnej, po czym się rozstaliśmy. Film ze ślubu oglądaliśmy dopiero teraz w hotelu, bo nie chcieliśmy go oglądać osobno.

Wy za 10, 15 lat?
Mam nadzieję, że będziemy mieli dom. To moje marzenie i po nim czuję, że chyba się starzeję. Cały czas ten dom chodzi mi po głowie, ale jeśli chcemy mieć dom, to - po pierwsze - musimy mieć więcej pieniążków, po drugie - musielibyśmy wyjechać z Paryża.

Większa rodzina?
Nie wiem, nie miałem chyba jeszcze takiego bodźca. Nie tylko dlatego, że jestem z mężczyzną i to jest bardziej skomplikowane. Gdybym był z kobietą, też jeszcze bym chyba o tym nie myślał. Chciałbym, żeby dziecku niczego nie brakowało, a ja wykonuję bardzo niebezpieczny zawód, jeśli chodzi o finanse, bardzo efemeryczny. Nie wiem, w jakiej sytuacji będę za 10 lat, a jeśli decydujesz się na dziecko, to wiesz, że ono będzie cię potrzebowało jeszcze przez następnych 20 lat.

Nie boisz się, że w końcu komuś zacznie przeszkadzać Wasze szczęście?
Świat staje do góry nogami, dzieją się okropne rzeczy, jutro mogę umrzeć w zamachu albo przejedzie mnie samochód, więc to, że ktoś mnie tam skrytykuje… Trudno, najważniejsze jest szczęście!

Dziękuję.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na gorzowwielkopolski.naszemiasto.pl Nasze Miasto