Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rana na 2 cm, a my mamy 62. numerek

redakcja
redakcja
Bubbels/sxc.hu
Pan Grzegorz udał się z synem do szpitala, by opatrzono mu ranę głowy. Trwało to prawie cały dzień. Okazuje się, że mógł dostać pomoc szybciej, w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Nikt go o tym jednak nie poinformował.

Grzegorz Wojtyło siedział w pracy w zwykłe poniedziałkowe przedpołudnie w zeszłym tygodniu, gdy zadzwoniła do niego pielęgniarka ze szkoły jego ośmioletniego syna. Z krótką informacją: syn jest ranny. Chyba nic groźnego, ale dwucentymetrowa rana na głowie jest i trzeba jechać do szpitala. Pan Grzegorz szybko pojechał z chłopcem do lecznicy przy ul. Dekerta i tu... wszystko zaczęło się komplikować. Pan Grzegorz dotarł z synem do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego, skąd odesłano go do poradni chirurgii dziecięcej. Tam dostał 62 numerek i czekał z coraz gorzej czującym się dzieckiem aż trzy godziny. Opisuje zamieszanie, osoby przychodzące z identycznymi numerkami i to, że w końcu - nie wiedząc, co robić - zadzwonił do NFZ, prosząc o poradę. Usłyszał, że powinien pojechać do przychodni przy ul. Dworcowej, tak więc zrobił. Na Dworcowej dowiaduje się, że musi mieć skierowanie, a z resztą i tak nie ma jeszcze chirurga. Zdenerwowany już i zdezorientowany wraca z synkiem z powrotem na Dekerta. Czekają jeszcze chwilę i w końcu zostają tam przyjęci, a rana zaklejona plastrami. Na koniec dowiadują się, że za trzy dni syn powinien pojawić się w przychodni na kontroli. To jednak nie koniec krucjaty, bo gdy tam przyjeżdżają w wyznaczony dzień, po szkole syna i pracy taty (czyli po 16.00), dowiadują się, że mieli przyjechać do przychodni. Ta działa w tym miejscu, ale tylko do 14.00. Potem funkcjonuje już jako poradnia. Wszystko kończy się na szczęście dobrze - lekarz zgadza się zbadać dziecko.Czy to normalne, że rodzic z rannym dzieckiem czeka na szpitalnym korytarzu kilka godzin, następnie krąży po mieście szukając przychodni, w której jego syn dostanie pomoc? Bo nie wiedząc, co robić, prosił NFZ o poradę? - Naszym zadaniem jest informowanie pacjentów o tym, gdzie mogą otrzymać pomoc z konkretnym problemem. Nie mamy jednak mocy, by „przecierać ścieżki", załatwiać wizyty czy wolne miejsca - mówi Sylwia Marchel - Nowak, rzecznik lubuskiego NFZ. - Pracownik NFZ nie podał błędnej informacji, poinformował tylko, gdzie są inne poradnie w mieście, w których dziecko może otrzymać pomoc. A w tym przypadku Czytelnik powinien szukać pomocy przede wszystkim w szpitalnych oddziałach. Reszta to już kwestia organizacji pracy w szpitalu - twierdzi Marchel - Nowak.Dlaczego zwykłe opatrzenie głowy okazało się tak skomplikowane? Dyrektor gorzowskiej lecznicy Marek Twardowski tłumaczy, że każdy niepełnoletni pacjent z urazem jest kierowany przez SOR do przyszpitalnej poradni chirurgii dziecięcej. - Ale w tym przypadku nic nie stało na przeszkodzie, by wrócić do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Skoro kolejka była tak długa, pacjent otrzymałby pomoc w SOR. Niepotrzebnie krążył po mieście, szukając przychodni. Powinien najwyżej krążyć między poradnią a SOR - objaśnia dyr. Twardowski. Skąd jednak ojciec mógł wiedzieć, że może wrócić po pomoc do oddziału ratunkowego? Przecież to stamtąd odesłano go do poradni. - Nie zapytał, to nie dostał informacji. Należy pytać. Kogo? Choćby pielęgniarki - mówi dyrektor.Grzegorz Wojtyło jednak tego nie zrobił. Bardzo możliwe, że nie robi też tak wielu innych pacjentów, którzy może często niepotrzebnie czekają w kolejkach odsyłani z oddziału ratunkowego. Nie wiedział też, że na kontrolę trzy dni po wypadku powinien zgłosić się do 14.00, bo nikt mu tego nie powiedział. - Wciąż niestety zbyt wiele osób nie potrafi poruszać się prawidłowo w systemie służby zdrowia - uważa Twardowski.- Może brakuje osób, które pomogłyby pacjentom w tym systemie się odnaleźć? - pytamy. Dyrektor odpowiada: - Jest wiele informacji, artykułów z poradami na ten temat. Widać nie wszyscy je czytają. KOMENTARZ:Pacjent nie musi wiedziećWiem, że kto pyta, ten nie błądzi. Pacjent w szpitalu ma jednak prawo oczekiwać, że uzyska informację nie tylko rzeczową, ale i pełną. Gdyby Grzegorz Wojtyło usłyszał, że może wrócić na SOR, gdyby w poradni było za dużo pacjentów, to ani chybi z rannym synem by tam wrócił. Wolałbym więc, żeby szef szpitala popracował trochę z personelem nad polityką informowania pacjentów, a nie tylko mediów. 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Rana na 2 cm, a my mamy 62. numerek - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na gorzowwielkopolski.naszemiasto.pl Nasze Miasto