Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Halina Maszkiewicz z Zielonej Góry obchodzi 60-lecie pracy twórczej. Zajrzeliśmy do pracowni artystki. To rzadka okazja

Eliza Gniewek-Juszczak, Tomasz Daiksler
Wideo
od 16 lat
Halina Maszkiewicz z Zielonej Góry w tym roku obchodzi 60-lecie pracy twórczej. O twórczości opowiada z wielką pasją: - Portret dla mnie jest wydarzeniem, bo jest to zatrzymanie kogoś w kadrze. Natomiast kwiaty, którymi zostaje zawsze obsypywana na wszystkich wernisażach też nie zostają niezauważone, bo maluję je do oporu. Kiedy nawet już więdną i tracą swoją siłę, jeszcze je maluję. Uważam, że jest to coś nadzwyczajnego, tak pięknego, że trzeba to zatrzymać.

Magister sztuki uprawiający malarstwo, przedstawia się Halina Maszkiewicz z Zielonej Góry. Z wyróżnieniem ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Sztuk Plastycznych we Wrocławiu w 1963 roku. O tym jak wszechstronną jest artystką świadczą jej dokonania. Podczas pracy po studiach we Wrocławiu zaprojektowała m.in. Skansen Wsi Opolskiej. Pierwszym zleceniem w Zielonej Górze było opracowanie insygniów dla uczelni w mieście. Obrazy olejne, temperowe, czy akwarelowe zaprezentowała na licznych wystawach indywidualnych i zbiorowych. Zdradza, że na 13 indywidualnych wystawach pokazała dopiero jedną trzecią dorobku. Znów więcej będzie można zobaczyć z okazji jubileuszu 60-lecia, który planuje w przyszłym roku.

Obrazy zielonogórskiej artystki mają Biuro Wystaw Artystycznych i Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze, są także w zbiorach prywatnych w Polsce, Belgii, Francji, Holandii, Niemczech, USA i Australii. Obrazy H. Maszkiewcz są też na dworze Króla Wielkiej Brytanii. Portrety były prezentem Urzędu Miasta Zielona Góra dla rodziny królewskiej.

Artystka zgodziła się opowiedzieć o tym, jak dzięki malarstwu, zatrzymuje czas. A jest to talent, który jak iskra rozpala wielki ogień.

Na dobry początek dwie nauczycielki

Wszystko zależy od ludzi, jakich spotykamy w życiu. Oni bardzo często nadają nam poprzez swoją działalność i postawę, kierunek naszemu późniejszemu działaniu. Miałam znakomite dwie panie nauczycielki w szkole podstawowej. Pani profesor Leszczyńska od matematyki powiedziała: „Halinko, tak pięknie rysujesz, z matematyką trochę gorzej, ale rysujesz wspaniale. W związku z tym idź w kierunku sztuk pięknych”. Natomiast znakomita pani profesor Zych nauczyła mnie poezji i czytania wszystkiego, co najlepsze. Te dwie osoby zostały po dzisiejszy dzień w mojej pamięci i to jest właśnie szczęście, jeżeli takich ludzi spotyka się w życiu.
Znakomitych ludzi spotkałam również na uczelni. Był to profesor Eugeniusz Geppert i inni profesorowie, którzy też zdobyli moje serce i zaufanie. Spowodowali, że zawsze towarzyszyło mi malarstwo.

Żałuję bardzo, że nie zostałam w pracowni profesora Gepperta, bo na pewno bym wcześniej chwyciła za pędzel. Uwikłałam się, co prawda w projektowanie wnętrz, bo zrobiłam dyplom właśnie z architektury wnętrz i współpracowałam przez wiele lat z architektami, zarówno we Wrocławiu, jak i w Zielonej Górze. Powstawały różnego rodzaju materiały, które towarzyszyły wyposażeniu wnętrz, a więc grafika, malarstwo, ceramika i mozaiki, których wiele zrealizowałam w Zielonej Górze i dawnym województwie zielonogórskim.

Portret, zatrzymanie kogoś w kadrze

Był taki okres, kiedy trafiłam w próżnię. W sklepach brakowało wielu rzeczy, więc z braku możliwości realizacyjnych, wiele projektów lądowało w koszach. Zdeterminowana wróciłam do malarstwa. Wtedy sporadycznie bywałam na plenerach, bo zajmowałam się pracą społeczną na rzecz Związku Polskich Artystów Plastyków, ale właśnie będąc na plenerze spotkałam tak wspaniałych ludzi, jak Jerzy Duda Gracz i wielu innych, którzy przyjeżdżali z całej Polski i pomyślałam, że trzeba ich zatrzymać. Powstały portrety, i ludzi będących w Łagowie gośćmi, i ludzi żyjących w Zielonej Górze. Teraz okazało się, że był to dobry pomysł. Wróciłam do portretów rodzinnych, bo czas nie wraca, a to, co zostaje zanotowane, zostaje.

Maluję w trzech różnych technikach, od małej miniatury po duży obraz w technice akwarelowej. Malowałam również w temperach. Pracując w domu bardzo często musiałam wrócić do materiałów, które mogłam szybko uruchomić. Akwarela, tempera to były techniki wspaniałe. Działam w nich szybko. Powstają może szkice, ale również skończone obrazy. Natomiast olej wymaga zupełnie innego uwarunkowania. Jest to technika, która wymaga dłuższego czasu schnięcia. Maluje się czasami portret dwa lata. Trzeba się inaczej zorganizować do tego.

Portret dla mnie jest wydarzeniem, bo jest to zatrzymanie kogoś w kadrze. Natomiast kwiaty, którymi zostaje zawsze obsypywana na wszystkich wernisażach też nie zostają niezauważone, bo maluję je do oporu. Kiedy nawet już więdną i tracą swoją siłę, jeszcze je maluję. Uważam, że jest to coś nadzwyczajnego, tak pięknego, że trzeba to zatrzymać.

Wysłuchaliśmy niezwykłej opowieści o twórczości. Halina Maszkiewicz z Zielonej Góry opowiedziała nam o 60-leciu swojej pracy twórczej. Zobacz więcej zdjęć z pracowni w galerii >>>

Halina Maszkiewicz z Zielonej Góry obchodzi 60-lecie pracy t...

Droga do palety, jak na Giewont

Chciałabym taką rzecz powiedzieć, rzeczywiście jest trudno wyżyć ze sztuki, ale ta sztuka, którą pielęgnuję, w zasadzie kocham bardzo, jest nawet i terapią na całe zło. Jest czymś, co nas broni przed chaosem i złem. Możemy ten erem (rodzaj szczególnego miejsca, zwykle przebywania pustelnika – przyp. red.), który mamy w domu przy sztaludze po prostu przeżyć, malując.
Mamy to szczęście, że jeżeli Pan Bóg sypie mannę na ten pędzel i ten pędzel wartko biega na płótnie i coś wspaniałego zostaje, możemy się tym podzielić.

Smutną rzeczą jest, że nie jest to zauważone przez miasto, bo w zasadzie ta wystawa jest kosztowną dla nas rzeczą przy małych pieniądzach, jakimi dysponujemy i tu należałoby się wsparcie ludzi, którzy tworzą na rzecz miasta, bo przez to działanie reprezentują jego wartość.

Wróciłam do portretów, dlatego że portret jest po prostu zatrzymaniem tej osoby w kadrze. Jest to historia, do której można wrócić. „Babciu dobrze, że namalowałaś mnie” – mówi mój wnuk do mnie. „Mam tak piękne włosy, a teraz mam wysokie czoło” – wyjaśnia. Cieszę się, że mi się tyle udało pomimo ciężkiego życia, jakie wiodę, jako kobieta. Pani Linkiewicz, która ze mną robiła wywiad mówiła: „Halinko, przecież masz 15 kroków do palety, z kuchni do pracowni”. A ja odpowiedziałam: „Ale dla mnie jest to droga, jak stąd na Giewont. Zanim się uporam ze wszystkimi sprawami domowymi, żeby dojść do pracowni i rozkręcić farby, i jeszcze coś namalować, trzeba mieć wielki hart ducha i dużo energii”. Jestem byłym sportowcem, więc umiem mierzyć siły na zamiary.

Ten rok był dla mnie trudny bardzo, bo planowałam to sześćdziesięciolecie, ale diabeł klocki poprzestawiał i wylądowałam w szpitalu. Bogu dziękuję, że żyję, ale już mogę powiedzieć, że zaczęłam malować oko, to już jest coś, czyli makijaż, który potrafię zrobić. Bardzo się cieszę.
Myślę, że wrócę do palety, bo jeszcze mam tyle do zrobienia.

Tajemnica twórczości

Wiele osób mówi tak: „Ach zrobiłaś ogromne postępy”. A ja bardzo często wracam do wcześniejszych lat. Kiedy ma się energię, talent, siłę i kondycję, na to się składa obraz. Czasami wracam do moich akwarel i zastanawiam się, jak ja to zrobiłam, niepojęte. Już teraz nie wiem, czy bym coś takiego zrobiła.

To jest właśnie ta tajemnica, bardzo często dorastamy może intelektualnie, ale manualnie jesteśmy po prostu w gorszej formie i nie daj Boże jeszcze choroba nas potrąci, to już w ogóle borykamy się z problemem. To jest tak, jak w sporcie przeskoczyć o tyczce ponad poprzeczką, to jest sukces, a nie przejść pod nią.

Iskra, która zaczyna pożar

Moja mama była wielką estetką i wiele rzeczy w naszym domu było wspaniale prowadzone. Liczyła się kultura życia i bycia. Wojna to były straszne czasy, w których przyszło nam żyć. Czasami, żyjąc na cegłach i nie mając niczego, czym moglibyśmy się pochwalić, popisać, pomimo wszystko żyliśmy pięknie i to jest chyba to, co wyniosłam z domu. Mój dom też jest przesiąknięty tym, że zawsze przykładam uwagę do wartości, które cieszą. Nawet moja koleżanka, która przyjeżdża mówi: „U ciebie jest tak wszystko ustawione, że w każdej chwili można martwą naturę namalować”. Myślę, że gdzieś to w nas to zostaje, co wynieśliśmy z domu.
Być artystą to umieć się dzielić tym, co dostajemy gdzieś tam z góry, czyli tą jedną iskrą, którą dostaliśmy w prezencie, potrafimy rozniecić duży ogień. Nie zakopaliśmy tego talentu, umiemy go uprawiać i jeszcze się nim podzielić.

Przytoczę to, co zobaczyłam wpisane w książce od widzów, którzy bywają na moich wystawach: „Pani Halino, pani wystawa podniosła mnie na duchu, dodała mi energii i sił. Piękno, to piękno”. Cieszę się z tego.

Oddane walkowerem

Wiele rzeczy oddałam rodzinie walkowerem, bo takie czasy były, że trzeba było z wielu rzeczy zrezygnować na rzecz rodziny. Ale pomimo wszystko umiałam te ostatnie lata wykorzystać, kiedy było ciężko, kiedy odchodził mój mąż, zrealizować siebie, uratować to, co się jeszcze da, pokazać się jeszcze. Myślę, że ten rok był dla mnie poniekąd katastrofą, bo byłam pełna energii i siły, ale myślę, że się pozbieram, bo spotkałam na drodze wspaniałych ludzi, którzy uratowali mnie.

Powolutku skradam się do tej palety, żeby przygotować nowy zestaw i zrobić nową wystawę na moje 60-lecie. Byłam już w muzeum. Może za rok, kiedy będzie trochę lepiej ze zdrowiem, pokażę resztę swoich obrazów. Chciałabym bardzo. Marzę o tym.

Czytaj też:
Historia o Królu Krasnali z Nowej Soli. Mija pół wieku zakładu Bogdana Zakrzewskiego WIDEO

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Halina Maszkiewicz z Zielonej Góry obchodzi 60-lecie pracy twórczej. Zajrzeliśmy do pracowni artystki. To rzadka okazja - Zielona Góra Nasze Miasto

Wróć na gorzowwielkopolski.naszemiasto.pl Nasze Miasto