Autor:

2015-11-13, Aktualizacja: 2015-12-02 10:44

Projektant liter musi być świrem

Był m.in. akustykiem w teatrze dla dzieci, pomocnikiem cieśli i magazynierem, ostatecznie zajął się projektowaniem liter. Poznajcie Łukasza Dziedzica, twórcę kroju Lato, który w ostatnim tygodniu miał 4 miliardy wyświetleń w Google.

Jedni podziwiają górskie widoki, inni wolą jazdę na rowerze, a on zawsze lubił litery, ich kształty. W podstawówce nie miał kaligrafii, ale zawsze ładnie pisał, a do szkoły uczęszczał jeszcze w czasach, gdy używano stalówek. Rysował nimi szlaczki i litery, które po latach sprawiły, że o Łukaszu Dziedzicu zrobiło się głośno, nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Zacznijmy jednak od początku, a początki do łatwych nie należały.

– System mnie nie lubił, a dokładniej nawzajem się nie lubiliśmy. Szkoły mnie wyrzucały, ja wyrzucałem szkoły. W związku z tym, żeby się utrzymać, musiałem robić jakieś dziwne rzeczy – mówi Łukasz Dziedzic. – A że nie miałem wówczas jakiejś sprecyzowanej pasji, a na chleb trzeba było zarobić, zajmowałem się różnymi rzeczami. Byłem pomocnikiem cieśli, akustykiem w teatrzyku dla dzieci, wreszcie zająłem się komputerami i programowałem, kiedy jeszcze niewiele osób potrafiło to robić.

Dziwne rzeczy z literami

Potem była gazeta w Warszawie, gdzie Dziedzic pracował na stanowisku operatora komputera i przygotowywał drobne ogłoszenia. Były to czasy faksów i czasem tą drogą przychodziło jakieś logo w postaci „strasznej kaszy”. Z tego powodu nauczył się obsługi narzędzi do poprawiania tych obrazków. Brał też udział we wprowadzaniu zmiany wyglądu jednej z gazet drukowanych.

– Z tamtego czasu zostało mi przeświadczenie, że to fajna zabawa pod tytułem: robimy system, który miał działać w całości. Ułatwieniem było też dla mnie to, że nikt się na tym nie znał. Nie mogłem trafić na kogoś, kto powiedziałby mi: „nie rób tego, to jest słabe” – opowiada Dziedzic. – To bardzo pomagało w podejmowaniu decyzji, które nie mogły być ani dobre, ani złe. Były po prostu intuicyjne.
Na początku robiłem z literami różne dziwne rzeczy, jakieś eksperymenty. A potem zrozumiałem, że chcę projektować litery tak, jak robi się krzesło - musi być wygodnie.


I tak Łukasz Dziedzic został projektantem liter. W Polsce maksymalnie dziesięć osób zajmuje się tym na tyle zawodowo, że ma z tego pieniądze. Łukasz jest najprawdopodobniej jedynym, który utrzymuje się wyłącznie z projektowania krojów pism. Trwa to już 10 lat.

Zarabianie zaczęło się od tego, że niemiecki dom typograficzny FontFont postanowił wydać stworzoną przez Dziedzica rodzinę krojów liter Clan. Sprzedawała się tak, że mógł z tego żyć. Obecnie liter stworzonych przez Dziedzica używają też takie firmy i instytucje, jak: Empik, United Airlines, Über, Rząd Szkocji czy Associated Press.

O projektancie zrobiło się głośno, gdy stworzony przez niego bezpłatny krój Lato trafił do serwisu dla twórców stron internetowych Google Fonts. I szybko stał się popularny. W ostatnim tygodniu Lato miało ponad 4 miliardy wyświetleń. Krój pokochał cały świat, jednak na początku odrzucił go jeden z banków, który zamówił sobie Lato u Dziedzica.

– Pod filmem z wywiadu przeprowadzonego ostatnio w telewizji ktoś napisał o mnie: „grafik–debil nie podpisał umowy i teraz ma”. A ja mam taką dziwną cechę, że lubię pracować bez pieniędzy. Jeżeli robi się coś od zera na poziomie własnej kreatywności, to klient nie jest do niczego potrzebny. W zasadzie tylko przeszkadza, bo ma swoje roszczenia, pomysły i lubi się wpieprzać. Więc dopóki ja nie mam umowy z klientem, to wiem, że robię to, co chcę zrobić. Ja rządzę tym projektem, a nie klient – tłumaczy Dziedzic. – Mogę mu powiedzieć, że wiem lepiej, co robię i być czasem nawet trochę arogancki. Tak było w przypadku Lata. Pracowaliśmy na jakimś entuzjazmie, fajnym pomyśle. Byłem przekonany, że oni to wezmą, bo widziałem, że wychodzi z tego fajny projekt.

Lato było strzałem w dziesiątkę

Firma jednak zmieniła kierunek, zdecydowała, że chce mieć inne litery. Projektant został z Latem w ręku. A że Google Fonts poszukiwało wtedy nowych krojów, które mogliby udostępnić na otwartych licencjach, Dziedzic umieścił tam Lato i dostał za to pieniądze. Dziś uważa, że wyszedł na tym lepiej, niż gdyby sprzedał krój bankowi.

Zakup liter przez serwis Google Fonts okazał się strzałem w dziesiątkę. Dziś korzystają z niego tysiące projektantów stron internetowych i publikacji drukowanych. Skąd taki sukces? - Krój jest bardzo klasyczny – podkreśla projektant. Po Times New Romanie i latach 90. zrobiła się moda na techniczne, zimne kroje, które są bliżej chłodnej architektury, szkła. A ponieważ bank, dla którego przygotowywano krój, był z tradycjami i trzeba było to podkreślić, Dziedzic zdecydował się, że proporcje w Lecie będą tradycyjne.

– I dlatego Lato tak „się wstrzeliło”, takich krojów od dawna nie było – mówi Dziedzic. – Okazało się, że świat potrzebuje klasycznych proporcji i bardzo je lubi. Pamiętam, jak cieszyłem się na początku, że było dwa czy 20 tys. ściągnięć. Krój pojawiał się na stronach projektantów, fotografów czy rzeźbiarzy. Byli to ludzie, którzy znaleźli font, który pasuje im do ich ładnych rzeczy.



Zbrodnie na literach

A na czym tak dokładnie polega projektowanie krojów pism? Zacznijmy od tego, że dziś wynikiem pracy projektanta jest kilka lub nawet kilkaset plików komputerowych, tzw. „fontów” czy inaczej: czcionek cyfrowych. Takimi czcionkami pisane - lub właściwie - składane są teksty, które pojawiają się na smartfonach i ekranach komputerów, a także za pomocą drukarek biurowych lub drukarni trafiają na papier.

W projektowaniu krojów Dziedzic wyróżnia cztery źródła inspiracji. Pierwsze to pisma kaligraficzne, tzw. pisanki. Projektuje się litery, które naśladują ruch ręki, narzędzi, czasem nawet fakturę papieru. Drugim źródłem krojów jest liternictwo. Są to litery wzorowane na tych robionych ręcznie: malowanych na szyldach czy wykuwanych w kamieniu. Choć na pozór wyglądają jak „drukowane”, każda jest trochę inna, ma swój charakter. Takie kroje nie muszą mieć wszystkich znaków alfabetu, pisze się nimi krótkie słowa jak „kawa”. Książki przy ich użyciu już nie da się wydrukować.

Źródło trzecie to eksperyment, który jest bardzo ciekawy i, jak przyznaje Dziedzic, wielu ludzi od tego zaczyna. Tutaj deformuje się litery, które ciągle muszą pozostać czytelne, słowa tworzą grafikę. To nie jest zabawa na poziomie komunikacji, tylko piękna. Często jest to sprzeczne z tzw. tradycyjnym projektowaniem.
– To ładnie wygląda, jest atrakcyjne, niektóre logo są z tego powodu bardzo charakterystyczne i łatwe do zapamiętania, ale z punktu widzenia projektowania pism jest to zbrodnia na literach – wyjaśnia Dziedzic.

Zostało nam źródło czwarte, najbardziej nudne, żmudne i powszechne. To tworzenie tzw. pism drukarskich. Takich, których kiedyś używano w drukarniach w postaci metalowych czcionek, a które dziś istnieją w formie fontów komputerowych. Pisma drukarskie widzimy wszędzie: w książkach, gazetach, na biletach autobusowych czy wreszcie w treściach SMS-ów. Do tego ktoś kiedyś usiadł, zaprojektował i wygląda to tak, jakby istniało „od początku świata”.

Dziedzic najczęściej tworzy kroje z tego czwartego gatunku. Zawsze zaczyna od zlecenia – czasem to zamówienie klienta, czasem własny pomysł (wtedy on sam staje się swoim klientem). Zlecenie wyznacza parametry brzegowe projektu. Określa, do czego ten krój ma służyć. Twórca posługuje się tymi parametrami w czasie wybierania narzędzi, kształtów czy metafory, które będą wywoływały u odbiorcy konkretne emocje. Im ostrzejsze są te warunki brzegowe, tym łatwiej wymyślić krój i tym krócej ten krój będzie funkcjonował.

– To nie jest łatwe, żeby za pomocą cienkiej granicy między czernią i bielą sprawić, aby coś było dowcipne, na luzie, albo żeby kojarzyło się z wodą

– wyjaśnia Dziedzic. – Poza tym ma to być czytelne jak normalny tekst i nie ma być widać tej przykładowej wody, która musi zostać ukryta. I to ukrywanie jest dosyć trudne, ale da się to zrobić, bo czasem przecież się udaje. Wymaga to tylko kilku prób. Potem się wydaje, że już jest wszystko dobrze, rysujemy 20 znaków i okazuje się, że to zupełnie inaczej wygląda. Więc robimy jeszcze raz i wymieniamy niepasujące fragmenty – dodaje.

Takie próby trwają około miesiąca, po tym czasie projektant już nic nie widzi. Nie jest w stanie ocenić, czy coś jest okrągłe czy kwadratowe. I potrzebuje drugiej osoby, która zada mu pytanie z cyklu: „czy uważasz, że?”, „co myślisz?” albo „co widzisz?”. Jeśli ma się takie dodatkowe oko, które nie jest amatorem, to można mu zaufać. Bo stworzone znaki w przyszłości będą postrzegane na tzw. pierwszy rzut oka. Nikt nie będzie się zastanawiał dwa tygodnie nad tym, czy tam jest metafora dowcipu czy śmierci. Ona nastąpi w jedną setną sekundy po tym, jak ktoś spojrzy na słowo.

– Projektowanie liter wiąże się też ze świadomością, w jakim kontekście dane litery występują na co dzień i wykorzystywaniem tego oraz bardzo subtelnym zmienianiem – wyjaśnia twórca kroju Lato. – Ostatnio pojawiła się historia knajpy, która miała wywieszki, takie kartki z artykułami i ceną. Zrobiła to w taki sposób, że kilku osobom skojarzyło się to natychmiast z nekrologami. To nie było źle zaprojektowane, po prostu mamy wbite do głowy, jaki krój liter występuje na nekrologu. Wystarczyło zrobić ramkę i „walnąć” pośrodku czymś przypominającym styl z nekrologów.

Wszystko zaczyna się od "n" i "o"

Tworzenie liter nie ma takiego porządku jak w alfabecie. Litera „a” zwykle zostawiana jest na koniec, bo jest dosyć skomplikowana, jej brzuszek może być niżej lub wyżej, a zwieńczenie może być większe lub mniejsze. Najpierw projektuje się – nawet byle jak – coś, co mniej więcej niesie ze sobą charakter, który chcemy mieć, czyli jakieś słowo, może być „pietruszka”, „hamburger”.

– Ja często wybieram słowo, która pasuje kontekstem do klienta. W przypadku np. banku mógłbym wybrać słowa „rabat”, „oferta”. To są próbki i przymiarki. A kiedy już wiem, że to jest dobry kierunek, to dużo czasu poświęcam małym literom „n” i „o”. Jedna jest „kwadratowa”, a druga okrągła i one muszą mieć konkretną szerokość, taki wiodący rytm. Jeśli ja to „o” i „n” narysuję zgrabnie i ładnie, to potem mogę sobie na przykład rysować „h”, „l”, „t” czy „b”, czyli najprostsze, dzięki którym mogę sprawdzić, jak rzeczywiście działa grupa tych liter – mówi Dziedzic.

Dopiero na końcu twórca zabiera się za „przeszkadzajki”, jak „w” czy „z”. To są tzw. przyprawy, które budują charakter całego kroju. Potem przychodzi czas na wielkie litery, zaczyna się od „H” i „O”. Gdy okazuje się, że całość wychodzi za jasna lub za szeroka, trzeba wszystkie znaki przerysować. A kiedy litery są zrobione, można zająć się cyframi, znakami specjalnymi czy diakrytycznymi (znaki graficzne umieszczane nad, pod literą, obok lub wewnątrz niej – przyp. red.).

– Zaprojektowanie tych ostatnich to naprawdę trudna rzecz. Mam znajomego, który sprawdza, czy font został „zerżnięty” z innego, oglądając znaki diakrytyczne. To są tak delikatne przyprawy, ale widać po nich, czy to pasuje do całej reszty i czy zostało zrobione w tej samej konwencji. W sumie cały proces projektowania zajmuje około roku – dodaje Dziedzic.

Jak widać, zrobienie kroju czy całej rodziny krojów, które odniosą taki sukces jak Lato, to nie jest prosta rzecz. Bycie projektantem liter też do łatwych zajęć nie należy. Żeby wykonywać ten zawód, trzeba mieć dużo cierpliwości. Przydadzą się tez inne cechy charakteru.

– Z moich wieloletnich obserwacji wynika, że projektant musi być świrem. Na świecie jest bardzo mało normalnych i dobrych projektantów liter.

To zajęcie z jednej strony wymaga łamania jakichś zasad, ale tak dyskretnie, żeby nikt tego nie zauważył. A żeby wiedzieć, gdzie te zasady są, trzeba dużo pokory, a z drugiej strony trochę lekko anarchistycznego umysłu, żeby je łamać. Do tego potrzeba jeszcze 1500 procent cierpliwości albo entuzjazmu, na entuzjazmie też można to robić – kończy Dziedzic.
  •  Komentarze 2

Komentarze (2)

prawda (gość)

"kiedy ludzie placza pod scena" no placza ze smiechu bo nie moga teko jeku juz slyszec

szchterNIGDY (gość)

__Aktor jest przede wszystkim w służbie po - WSKIEGO różowego ścierwa i zakłamanych mediów z kurzym postkomunistycznym móżdżkiem .Stuhrowie - symbol służalczego wykonywania zawodu potwierdzającego ludową mądrość - - - każdy artysta to prostytutka - - - . __