Dodaj zdjęcie profilowe

avatarHalina Elzbieta Daszkiewicz

Gorzów Wielkopolski
Czytam, piszę, podróżuję z ksiażką w ręku. Przyglądam się ludziom z ciekawością dziecka zachłannego na nowe doznania. Zaglądam w okna i dopisuję historie ludziom mieszkajacym za szybami

Handlara Kapciowy interes

2013-04-17 21:34:20

Handlara - kapciowy interes
Chyba mnie już Bóg opuścił 6 rano, kto to wstaje o tak barbarzyńskiej porze. Normalni ludzie jeszcze śpią. ptaki ćwierkają w parku, a ja przecież nie jestem skowronkiem, tylko normalną nocną sową.
O już się sąsiad tłucze, słychać puszczaną wodę, pewnie się goli. W tych slumsach wszystko słychać, kichniesz na parterze , to Ci na dziesiątym piętrze krzyczą " na zdrowie". Winda jedzie , pewnie Krzyś ma kurs na pracę. Bardzosz dbający o siebie, o 22 godz wyłącza telewizor, światło pora spać, nie liczy się z reszta rodziny ich potrzebami , wszystko ma być jak w zegarku, na czas. Punktualnie obiad, kolacja. Ola i dzieciaki wytresowane, nie to co u mnie każdy żyje swoim życiem, a złapać wszystkich o jednej porze na posiłek to wielka sztuka. a mówią , że wspólne posiłki łącza, chyba u innych. Jeden wpadnie do babci i coś przekąsi, drugi zahaczy o kolegę, trzeci o którąś z ciotek. Obiad i tak musi być małolaty dorastają i są wiecznie głodne , do tego kilku niedożywionych kumpli.
Właśnie co dzisiaj w lodówce- pewnie przeciąg. w nocy szarańcza ostro pracowała, że też drzwiczki od tej lodówki jeszcze się trzymają, chyba siłą woli przedmiotów martwych. Nocne ćmy niedojedzone, najpierw otworzyły się drzwi u starszego, lodóweczka łup, łup, szuflada trzask, trzask, za chwile średni leciał, wyjątkowo zgodnie jedli, niejadek tez się obudził i
cos tam szamał w towarzystwie starszych.
Po nich , odczekując odpowiednio po cichutku mamuśka podreptała zapełnić żołądek. Mamuśka , czyli ja, skromnie zjadłam dwie kanapeczki ze smalczykiem i korniszonkami. Na blacie został lekki syf, no cóż skoro i tak nie śpię , trzeba wstać , posprzątać i pomyśleć co dalej. w portfelu pusto, w lódowce cienko. E tam zaraz cos wymyślę.
Dobra pani B. podnosimy się , kawka , fajeczka, mycie i myślenie. wpadłam do kuchni, Jezu co tu się dzieje, w nocy tego nie było widać, skórki od wędliny, plamy od korniszonków, trzy uciapane noże, okruchy, talerzyki , deseczka, odkręcony słoik, rozsypany cukier, kubki , placki dżemu. Najpierw woda na kawę , papieros , drugą ręką zgarniam talerze, kubki , ścieram okruchy, resztki nocnej uczty. Teraz lodówka , przeciąg trzeba uzupełnić, tylko za co?,
Na stole gazeta , ogłoszenia , jest coś dla mnie. Niedaleko Gorzowa producent kapci proponuje przedłużone terminy płatności. Ok. paliwa starczy na szczęście wczoraj żabci nalałam, bo pewnie jak zwykle cała kasa poszła by w lodówkę, a szarańcza jest nienasycona, jak by całe życie głodowali ciekawe czy rodzice tych moich przyszywanych dzieci nic im nie dają do jedzenia
eee- pewnie dają, ale chyba to pokolenie ma tasiemca nigdy nie nasyconego.
Dobra, papiery , zezwolenia na handel i jedziemy 30 km to żadna odległość, dobrze splunąć i jestem na miejscu.
Budzę szarańcze, do szkoły , małolat na przechowanie do rodziny i w drogę. Trochę nerwowa jestem , a jak nie dadzą na krechę? Dali. Wybrałam, sporo kartonów, na mój gust ładne i niedrogie. Ledwo zmieściłam do żabci. Żabka nie z gumy , szkoda wzięła bym więcej, nie ma co narzekać , dobre i to.
Jadę na Piaski, handlowo gówniana dzielnica , ale coś tam zawsze zarobię, nie ma toku handlujących. A wreszcie to moja dzielnica, tu się urodziłam, o tych blokach to nikt nawet nie śnił, z tej górki to ja na sankach zjeżdżałam, a teraz tu bloki stoją.
Jacyś dziwacy tu teraz mieszkają, rolnicy przywożą swoje ziemniaki z pola, warzywa , owoce, a Ci lecą na rynek na drugi koniec miasta, tramwajem, później kawał drogi do Katedry, przez most i na rynek. Wracają z ciężkimi siatami na przystanek , kasują bilet i zdziwieni , że pod samym domem mają to samo dużo taniej, a za parę dni znowu lecą na rynek. Śmiać mi się chce z ich głupoty.
Jutro na Staszica, tam to jest dobry handelek, normalni ludzie mieszkają , bo ja tam mieszkam. Na spore zakupy mam. Kocham handel to jest praca dla mnie, a nie siedzenie przy biurku. 20 lat siedziałam starczy. Zresztą jestem za stara, do czterdziestki jeszcze mi trochę zostało, a dla pracodawców za stara. Śmieszne. Mam mieć 18 lat , nogi do samej szyi, wykształcenie wyższe, mam znać trzy języki obce biegle, mieć doświadczenie, to może się nadam na sprzątaczkę. Banda idiotów.
Kupiłam ziemniaki, warzywa, owoce, teraz jazda robić obiad. Po zakupy pojadę do Hit-u, zawsze tam taniej.
Matko starszy taki żarty, że już nie wiem jak mu zatkać tego solitera. Wrzeszczał gdzie jego mięso bo mu tylko jednego schabowego położyłam na talerz, a dwa jeszcze w kuchni leżały, a gdzie mu miałam położyć?
Jeszcze bezczelnie niejadkowi mówił, żeby ten nie jadł bo nie dobre, myślałam , że mu łychą przywalę tą od surówki, a do mnie , że za gruba jestem i schabowych nie powinnam jeść. Jasne 56 kg. i za gruba, już mi zmarszczki z tej grubości wychodzą, niedługo będę jedna wielka zmarszczka. Sam żarty jest , dobrze że jeszcze kumple nie zwąchali że u nas już obiad.
Teraz ja myję gary , orły do lekcji i najprzyjemniejsza część dnia " żarciowe zakupy"
Jezusie kochany jaki dobrobyt w tym Hicie , po tych pustych półkach jeszcze do niedawna, nie możemy nasycić oczu. Parking pełniutki, ledwo udało mi się wcisnąć żabcię, w sklepie tłumy. Orły pilnują niejadka, wsadzili go do wózka i heja na łowy. Raj dla oczu, raj dla duszy , piekło dla portfela, ale co tam żyje się raz.
Gonimy na mięsa, promocje , kurczaki - dwa, mielone duże porcje bo taniej, bierzemy trzy, schab z kością bo z kości będzie bigos , biodrówkę tez do bigosu, wędliny, sery , resztę nabiału , majonezy , keczupy , sosy , przyprawy, . Jestem zgrzana , spocona, już dawno zgubiłam rachubę co i za ile, trudno. Orły wkładają towar bez opamiętania , ja resztkami sił wyjmuję, ten chce to , tamten tamto, oszaleć można. Nigdy więcej z całą trójką, najwyżej pojedynczo paczkowani pojadą ze mną do pchania wózka. W ostatnim rzucie udało mi się odłożyć bluzę, pakiet baterii, klej , gumy do żucia. Nareszcie kasa, policzone, zapłacone, ledwie mi starczyło pieniędzy, paragon na kilometr.
Teraz zapakować tą zgraję i zakupy. Udało się , targali do domu na dwa rzuty. moja kochana lodóweczka znowu pełna, ciekawe na jak długo. Właśnie ruch w interesie, próba wędlin, serków, smakowanie , mlaskanie, komentowanie, a w portfelu znowu poświt.
. 

Jesteś na profilu Halina Elzbieta Daszkiewicz - stronie mieszkańca miasta Gorzów Wielkopolski. Materiały tutaj publikowane nie są poddawane procesowi moderacji. Naszemiasto.pl nie jest autorem wpisów i nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanej informacji. W przypadku nadużyć prosimy o zgłoszenie strony mieszkańca do weryfikacji tutaj