Zejdź do gondoli
"Noc w Wenecji" to komiczna opowieść z nutką romantyzmu, której akcja dzieje się w jednym z piękniejszych miast świata – Wenecji, ze znakomitą muzyką króla walców i słynną arią „Zejdź do gondoli”. Wszystko odbywa się w niezwykłej scenerii weneckiego karnawału z jego tajemniczością, wymyślnymi maskami i kostiumami jak nie z tego świata. Premiera miała miejsce 3 października 1883 roku w Berlinie. Libretto zostało napisane przez F. Zella, R. Genée i H. Marischkę. Historia ukazuje rzeczy stare jak świat: intrygi, miłość, zdrady, ale wszystko, jak to w życiu, się plącze i z pierwotnych planów i powszechnego knucia, wychodzi niezły galimatias.
Książę Guido z Urbino jest znany w Wenecji z tego, że nie pozostawia obojętnym, jeśli chodzi o kobiety. Szczególnie w czasie karnawału ma ochotę zdradzić żonę z inną piękną kobietą. W tym celu zaprosił senatorów miasta i ich żony na bal maskowy. Ponieważ jednak senatorowie wiedzą, co knuje rozpustnik, postanowili zostawić żony w domu. Jedna z nich - piękna Barbara natomiast wcale nie ma ochoty podążać za planami męża. Przeciwnie, pragnie także dobrej zabawy podczas karnawału. W takich awaryjnych sytuacjach przebiera się z rybaczką Anniną, by wśliznąć się w swoją rolę. Łączy ją dawna przyjaźń z Anniną, w końcu obie miały tę samą mamkę jako niemowlęta. Barbara ma wielbiciela, o którym jej mąż nie wie. To jego siostrzeniec, uroczy oficer marynarki Enrico Piselli.
Atmosfera karnawału
Mimo iż, przedstawienie odbywało się w sali niekoniecznie przystosowanej do tego typu widowisk, pamiętajmy, że to dawna sala kinowa (szeroka, ale płytka scena), to artyści znakomicie poradzili sobie z ruchem scenicznym oraz scenografią. Mieli na sobie także wspaniałe kostiumy. Co mnie ujęło, tam nawet śpiewak wcielający się w role księcia, w antrakcie pomagał przy noszeniu zapewne ciężkich mebli - rekwizytów. Scenografia uboga, ale i tak doskonale dopasowana do zastanych warunków. Kreacje aktorskie i śpiewacze znakomite, podobnie także z orkiestrą, która w okrojonym składzie doskonale dawała sobie radę. Swoją drogą, pisze to zapewne nie po raz pierwszy, przydałaby się w Zielonej Górze profesjonalna sala koncertowa, ale taka bardziej na potrzeby widowisk muzycznych jak choćby musicale czy operetki. Jakoś perspektywa słuchania muzyki filmowej w sali CRS do mnie nie przemawia, gdyż nie ma tam tego ducha, że o akustyce już nie wspomnę. Kto wie, może się kiedyś doczekamy? Na tą chwilę, gratulacje dla zespołu Zielonogórskiego Ośrodka Kultury za dbanie o różnorodność oferty, tak aby dla każdego było coś miłego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?