Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dwulatek nie został przyjęty na zdjęcie gipsu, bo jego mama się awanturowała i wyzywała lekarkę? Trzeba było wezwać ochronę

Redakcja
Dwulatek nie został przyjęty do poradni, bo jego mama wyzywała lekarkę. Choć sama przyznała, że stawiła się w szpitalu tydzień później niż zalecono
Dwulatek nie został przyjęty do poradni, bo jego mama wyzywała lekarkę. Choć sama przyznała, że stawiła się w szpitalu tydzień później niż zalecono archiwum prywatne
- Sytuacja wyglądała zupełnie inaczej, niż opisuje to ta dziewczyna. Ona wpadła w jakąś furię. I to ona zawiniła, a ma pretensje do lekarza – twierdzi pacjentka, która była świadkiem wizyty młodej kobiety z dwuletnim dzieckiem w gorzowskim szpitalu.

Pisaliśmy o całej sytuacji w ubiegłym tygodniu tutaj. Pani Monika z Myśliborza opisała na facebooku, jak została potraktowana w poradni gorzowskiego szpitala przy ul. Dekerta. Była tam w miniony wtorek, 6 października.

Nie ustaliła terminu wizyty

Jej synek Nikodem miał założony gips 9 września, bo złamał obojczyk. - W poniedziałek próbowałam się zarejestrować telefonicznie do poradni w szpitalu w Gorzowie na zdjęcie gipsu. Dzwoniłam wiele razy, czekałam po kilka minut, aż ktoś odbierze. Niestety, nie udało mi się ani razu połączyć – opowiadała „GL” mama Nikodema.

Następnego dnia pojechała z dzieckiem autobusem do Gorzowa. W rejestracji usłyszała, że ma zapytać lekarza, czy przyjmie dziecko, skoro nie jest umówione. – Nikt nie czekał w kolejce. Ale pani doktor nie zgodziła się nas przyjąć. Kazała się zarejestrować na pierwszy wolny termin – opowiada kobieta. Twierdziła, że lekarka rozmawiała z nią przez półotwarte drzwi. – I jedyne, na co zwróciła uwagę, to na to, że mi maseczka się zsunęła z nosa. A nie obchodziło jej w ogóle, z czym przychodzę – relacjonowała pani Monika.

Kobieta nie zapisała dziecka na inny termin, a gips zdjęła dziecku sama. Pod gipsem była już rana. Lekarz rodzinny przepisał dwulatkowi antybiotyk i maść. – Ale nie chodzi mi o tę ranę. Bo to pewnie mogło się przydarzyć. Ale o to, że zostałam odesłana ze szpitala z małym płaczącym dzieckiem bez żadnej pomocy - tłumaczyła wtedy mama dwulatka.

Szpital zajął się wyjaśnianiem sytuacji, jak tylko się o niej dowiedział. Dziś dostaliśmy stanowisko gorzowskiej lecznicy w tej sprawie. - Po przeprowadzeniu wnikliwej analizy okazało się, że w Wojewódzkiej Przychodni Chirurgii Dziecięcej dwuletni synek kobiety po raz pierwszy był konsultowany na początku września (...). W karcie informacyjnej, jaką matka chłopca dostała w poradni, chirurg zalecił kontrolę stanu zdrowia chłopca w terminie nie przekraczającym 3 tygodni. Matka opuszczając poradnię nie ustaliła (choć miała taką możliwość) terminu nowej wizyty (…) Ostatecznie - bez wyznaczonego terminu - kobieta z synkiem zgłosiła się tydzień później dopiero po 4 tygodniach. Zdaniem specjalistów odparzenia, które są widoczne na rączce dziecka mogą być wynikiem zbyt długiego czasu unieruchomienia barku w gipsie, a zgłoszenie się do kontroli długo po terminie i doprowadzenie ręki chłopca do takiego stanu może sugerować zaniedbania ze strony opiekunów dziecka – czytamy w piśmie od szpitala.

Szpital powiadomi opiekę społeczną

Dalej czytamy, że z relacji lekarza mającego tego dnia dyżur wynika, że podczas pobytu w poradni kobieta była agresywna w słowach i czynach, wykrzykiwała wulgarne słowa pod adresem personelu medycznego. Z tego powodu niezbędna się okazała interwencja szpitalnej ochrony.

Zaczęła wyzywać od kur…, cweli, szmat! Lekarka prosiła, żeby się uspokoiła, bo wezwie ochronę – relacjonuje pacjentka, która była świadkiem zajścia

Słowa lekarza potwierdza jedna z pacjentek, która była świadkiem całego zajścia i zadzwoniła do redakcji „GL”, żeby opowiedzieć, jak to wyglądało (dane do wiadomości redakcji). – Owszem, lekarka rozmawiała z tą kobietą przez półotwarte drzwi, ale tylko dlatego, że w środku był pacjent. Kobieta zapukała i powiedziała, że nie może się zarejestrować, a już tydzień temu miała przyjechać z dzieckiem. Kiedy usłyszała, żeby się umówiła na najbliższy termin wpadła w furię. Zaczęła wyzywać od kur…, cweli, szmat! Lekarka prosiła, żeby się uspokoiła, bo wezwie ochronę – relacjonuje pacjentka i nie kryje, że jest zbulwersowana zachowaniem młodej kobiety. Dodaje, że na pewno nie zawiniła lekarka. – Myślę, że gdyby poprosiła o przyjęcie, a nie zaczęła się awanturować, to pewnie by została przyjęta. Bo wiem, że tak nie raz się zdarzało – twierdzi pacjentka.

Szpital zapowiada, że o prawdopodobnych zaniedbaniach ze strony opiekunów prawnych dziecka powiadomi Gorzowskie Centrum Pomocy Rodzinie, a ta instytucja skontaktuje się z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej w Myśliborzu.

Pani Monika twierdzi, że nie byłoby całej awantury, gdyby jej dziecko zostało przyjęte przez lekarkę.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorzowwielkopolski.naszemiasto.pl Nasze Miasto