Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gorzów: Czytelniczka walczy z absurdalnymi przepisami [GALERIA]

Tomasz Rusek
Formalnie budowla jest wspólną własnością obu właścicieli osobnych mieszkań, więc... obie strony muszą zająć się zabezpieczeniem zniszczonej połowy! A że nikt z bliskich pana Eugeniusza nie poczuwa się do bycia właścicielem, to roboty powinna wykonać mama pani Jadwigi
Formalnie budowla jest wspólną własnością obu właścicieli osobnych mieszkań, więc... obie strony muszą zająć się zabezpieczeniem zniszczonej połowy! A że nikt z bliskich pana Eugeniusza nie poczuwa się do bycia właścicielem, to roboty powinna wykonać mama pani Jadwigi Tomasz Rusek
Jadwiga Pławska ledwie zaczyna rozmowę z reporterem GL i już po policzkach płyną jej łzy. - Przepraszam, przepraszam - mówi. Nie umie bez emocji opowiedzieć swojej historii. - Nie sądziłam, że przepisy mogą być takie niesprawiedliwe, bezduszne - tłumaczy.

Historia zaczyna się niemal rok temu: 19 stycznia 2019 r. W domu przy ul. Małorolnych wybucha butla gazowa. Siła eksplozji dosłownie wyrywa boczną ścianę. Od dachu po ziemię. Nikt nie ginie, jednak pół domu nie nadaje się już do mieszkania. Jadę na miejsce, szykuję galerię zdjęć, opisuję zdarzenie. Szczerze? Zapominam o nim. Jestem przekonany, że za miesiąc, może dwa wszystko pewnie będzie odbudowane.

Kto by chciał ruderę

Mija niemal rok od eksplozji. Jest początek grudnia. Odbieram telefon. Dzwoni Jadwiga Pławska. - W sprawie tego domu, w którym był wybuch. Proszę przyjechać. Nie wiem już co robić - mówi drżącym głosem. Słyszę, że płacze. Jadę.
Dom, jak był rozwalony, jest dalej. Owszem, na wysokości parteru wyrwę zabezpieczono jakimiś płytami, foliami, ale pierwsze piętro i poddasze jest bez ściany. Widać meble, stolik, fotel, firanki. Stoi nawet osmolony, suchy kwiat w wazonie. Czyli jest tak, jak było w styczniu, zaraz po wybuchu.
- O co tu chodzi? Czemu nikt tego nie zamurował, nie wyburzył? - pytam zaskoczony. A pani Jadwiga wyciąga dziesiątki kartek, dokumentów, pism i zaczyna opowiadać.
W jednorodzinnym domu są dwa osobne mieszkania. - W naszym mieszka moja mama. Ma 90 lat. W drugim mieszkał pan Eugeniusz. To u niego wybuchło - słyszę.
Problem polega na tym, że pan Eugeniusz żyje teraz w Domu Pomocy Społecznej, ale spadkobierczyni jego mieszkania (a formalnie jego zmarłej żony) nie chce swojej części domu i od miesięcy podważa spadek, a sprawa jest w sądzie. - Ja się jej nie dziwię. Też bym nie chciała takiej rudery po wybuchu - przyznaje pani Jadwiga. Podkreśla, że kobieta, która walczy o odrzucenie spadku, niczemu nie jest winna i nigdy w domu nie mieszkała.

Absurd zgodny z prawem

Kłopot w tym, że formalnie budowla jest wspólną własnością obu właścicieli osobnych mieszkań, więc... obie strony muszą zająć się zabezpieczeniem zniszczonej połowy! A że nikt z bliskich pana Eugeniusza nie poczuwa się do bycia właścicielem, to roboty powinna wykonać mama pani Jadwigi: 90-letnia Weronika.
- Dla mnie to absurd. Nie zawiniliśmy wybuchowi, to nie u nas doszło do eksplozji, ale to my mamy teraz wydawać tysiące złotych na zabezpieczenia cudzej własności. Choć i tak już poszło sporo pieniędzy na remont naszej części - szlocha pani Jadwiga.
Nie mieści mi się to w głowie, ale zerkam w papiery i faktycznie: powiatowy inspektor nadzoru budowlanego Adam Migdalczyk nakazuje w nich obu właścicielom domu zabezpieczyć zniszczone mieszkanie. Choć opis robót brzmi bardziej jak wielka budowa: trzeba wykonać zastrzały ścian podłużnych, wykonać zniszczoną ścianę z płyt OSB, wyciąć elementy konstrukcyjne (dachu, więźby, stropu). I wszystko to zrobić pod okiem fachowców.
- Proszę mi powiedzieć, dlaczego ja mam to robić? Przecież to nie moja część domu! - mówi przez łzy pani Jadwiga.
Dodaje, że boi się nie tylko absurdalnych przepisów. - Ostatnio ktoś po tamtej części domu chodził. Nie wiem, czy złodzieje czy bezdomni. Każdy może tam wejść. A jak ktoś ogień rozpali? Puści nas z dymem? - pyta, nie powstrzymując łez.

Nie da się inaczej

Rozmawiam z inspektorem Migdalczykiem. Tłumaczy, że szukał sposobu, ale nie dało się inaczej załatwić sprawy, niż nałożyć obowiązku zabezpieczenia nieruchomości na obu jej właścicieli.
- Czyli taki nakaz, wydany na bogu ducha winnych ludzi, jest zgodny z przepisami? - pytam.
- Tak, jest zgodny z prawem - odpowiada inspektor.
- A czy pana zdaniem jest też sprawiedliwy? - dopytuję.
- Nie jest sprawiedliwy - mówi A. Migdalczyk bez sekundy zawahania. I podkreśla, że jedyne, co może zrobić pani Jadwiga, to wykonać nakazane zabezpieczenie, a potem iść do sądu i domagać się zwrotu kosztów od właścicieli zniszczonej części domu.
- Ale tam trwa spór, nikt nie chce być właścicielem. To potrwać może całe lata - zauważam.
- Zgadza się. Ale innej drogi nie widzę. Błędem było to, że przed laty nie rozdzielono mieszkań. Teraz, niestety, mamy taką sytuację, która faktycznie jest niesprawiedliwa - przyznaje A. Migdalczyk.
I dodaje, że podobnych współwłasności jest więcej. - Ludzie o tym nie myślą, póki wszystko jest dobrze. A potem niespodziewanie robi się wielki problem - dodaje inspektor.
Pani Jadwiga nie zamierza się poddawać. Planuje spotkanie z prezydentem Jackiem Wójcickim, chce też zainteresować swoją sytuacją ogólnopolskie media. - Prawo powinno być twarde, ale sprawiedliwe. To, co nas spotkało, ze sprawiedliwością nie ma nic wspólnego - dodaje.

ZOBACZ WIĘCEJ
Wybuchła butla gazowa przy ul. Małorolnych. Cała ściana budynku rodzinnego legła w gruzach

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Gorzów: Czytelniczka walczy z absurdalnymi przepisami [GALERIA] - Plus Gazeta Lubuska

Wróć na gorzowwielkopolski.naszemiasto.pl Nasze Miasto