To, co 18 października 1993 r. zrobił 28-letni gorzowianin Robert, zostało zakwalifikowane jako atak terrorystyczny. Skrócone zapisy całego zdarzenia można znaleźć w opracowaniach dotyczących terroryzmu i w starych niemieckich gazetach.
Co pchnęło mężczyznę do desperackiego kroku? Jak czytamy w zbiorze „Terrorism, 1992-1995: A Chronology of Events and A Selectively Annotated Bibliography (Bibliographies and Indexes in Military Studies)” 28-latek został ukarany przez polski sąd grzywną za grożenie pracownicom opieki społecznej w Gorzowie. Uważał się jednak za niewinnego i czuł się skrzywdzony wyrokiem.
My opiszemy cały przebieg zdarzeń wyłącznie w oparciu o oficjalne stanowisko ówczesnego ministra spraw zagranicznych Andrzeja Olechowskiego, który przedstawił je w Sejmie. Bo sprawa młodego gorzowianina była omawiana w parlamencie. A to m.in. dlatego, że nawet w Niemczech pojawiły się głosy, że zastrzelenie gorzowianina było błędem i - gdyby nie zbieg kilku przypadków - można było tego uniknąć.
Stanowisko A. Olechowskiego częściowo tę tezę potwierdza...
Telefony do Gorzowa
Jest noc z 18 na 19 października 1993 r. Dochodzi 2.30, gdy do Konsulatu Generalnego w Hamburgu wchodzi Robert, obywatel polski, z Gorzowa Wielkopolskiego. Jest uzbrojony w granat bojowy. Trzyma go w dłoni, krzyczy na cały głos o braku demokracji w Polsce oraz niesprawiedliwości sądów. Domaga się rozmowy z konsulem generalnym.
Pierwszy rusza do niego dyżurny konsulatu i jednocześnie ekspert ochrony. Jednak 28-latek z granatem daje radę mu się wymknąć i wbiega na drugie piętro.
Dlaczego tam? Jest przekonany, że w u góry mieszka konsul generalny, którego przecież szuka. Robert cały czas wygraża, że zdetonuje granat. Próbuje wejść do jednego z pokojów, który jednak nie jest mieszkaniem konsula, a lokalem, w którym śpi jeden z pracowników placówki. Przerażony pracownik ucieka. Inni też. 28-latek nikogo nie zatrzymuje, nie robi też nikomu krzywdy.
Gdy około 3.00 (czyli pół godziny po wtargnięciu intruza) przyjeżdża na miejsce policja, błyskawicznie funkcjonariusze doprowadzają do końca ewakuację całego budynku.
Później, przez kolejne cztery godziny - jak wynika z braku żadnych informacji na temat tego przedziału czasu - z napastnikiem najpewniej nie ma kontaktu.
Około 7.15 rano zaczynają się negocjacje z gorzowianinem. Mężczyzna dostaje nawet możliwość przeprowadzenia kilku rozmów telefonicznych. Dzwoni na pewno m.in. do Gorzowa.
Pijany i agresywny
Negocjacje trwają wiele godzin, ale nic konkretnego nie przynoszą. „Jedną z przyczyn było to, że pan Robert był pod wpływem alkoholu” - czytamy w komunikacie ministra A. Olechowskiego, który przedstawił posłom.
O godz. 15.35 robi się niebezpiecznie. Gorzowianin wpada w szał. Zaczyna rozbijać szyby, wali w meble, wyrzuca przez okno ich fragmenty. Kierujący akcją policji (znamy jego nazwisko, nazywał się Kelling) przed 16.00 podejmuje decyzję o rozwiązaniu siłowym. Dyskretnie wprowadza do konsulatu jednostkę antyterrorystyczną z zadaniem obezwładnienia napastnika w dogodnym momencie (choć rozważano też użycie policyjnych snajperów).
Pomimo tego cały czas trwają trudne rozmowy. Jednak nie pomaga nawet zaangażowanie do nich psychologa. 28-latek jest coraz bardziej wzburzony. Około 17.00 wychodzi na balkon. Z granatem. Odkłada go na balustradę. Trzeba wiedzieć, że konsulat stoi niedaleko innych zabudowań. Wybuch może być autentycznym zagrożeniem dla wielu ludzi...
Pies nie dał rady
Antyterroryści, którzy czekają w budynku, postanawiają wykorzystać ten moment, gdy napastnik nie ma w dłoni granatu. Nie chcą zabijać gorzowianina, tylko go obezwładnić. Dlatego do ataku wysyłają szkolnego psa, którego w trybie pilnym ściągnięto aż z Frankfurtu). Jednak pomysł nie wypala. Pies rani łapy o szkło, które jest w całym pokoju (po porozbijanych meblach) i choć dobiega do Roberta, to przy pierwszym podejściu nie daje rady go obezwładnić. Wtedy 28-latek sięga po granat.
Padają strzały. Nie udaje nam się nigdzie znaleźć informacji ile ich było. Wiadomo, że trzy są celne. Dwie kule trafiają Roberta w pierś, jedna w rękę.
Mężczyzna umiera w szpitalu w wyniku odniesionych ran.
Milimetry od wybuchu
„Eksperci niemieckiego Urzędu Kryminalnego, po dokonaniu oględzin, stwierdzili, iż napastnik miał przy sobie granat bojowy. Zawleczka tkwiła jedynie na głębokości 1 - 2 mm w zapalniku. W oficjalnym komunikacie policja niemiecka zaznaczyła, że policjanci w celu uniemożliwienia użycia granatu oddali strzały w obronie własnej” - mówi posłom minister A. Olechowski.
POLECAMY:
Syria: Po ataku Turcji z obozów uciekło kilkuset ludzi Państwa Islamskiego. Świat ma się czego bać
Ewakuacja w gorzowskiej galerii
Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?