Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nieprawidłowości w Domu Pomocy Społecznej dla Kombatantów? Prokuratura prowadzi śledztwo

Redakcja
Prokuratura informuje, że istnieją uzasadnione podejrzenia nieprawidłowości w sprawowaniu opieki przez personel medyczny nad pacjentami DPS
Prokuratura informuje, że istnieją uzasadnione podejrzenia nieprawidłowości w sprawowaniu opieki przez personel medyczny nad pacjentami DPS Mariusz Kapała
Prokuratura Rejonowa w Zielonej Górze prowadzi śledztwo w kierunku narażenia pacjentki przez personel Domu Pomocy Społecznej dla Kombatantów na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. Na jaw wychodzą kolejne fakty. Sprawa jest rozwojowa.

O Domu Pomocy Społecznej dla Kombatantów w Zielonej Górze zrobiło się głośno po opublikowaniu artykułu w „Gazecie Wyborczej”. Dziennikarka Maja Sałwacka opisała w swoim tekście przypadki medycznych zaniedbań w placówce. A wszystko zaczęło się od złożenia przez Artura Źródłowskiego doniesienia do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa…
Pytamy zielonogórzanina o powody takiej decyzji.

- Nie mogłem już dłużej patrzeć na zabawę w Boga. Ja niczego nie chcę, tylko sprawiedliwości. I tego, by ci ludzie, którzy teraz są w domu pomocy, rzeczywiście tę pomoc otrzymywali – podkreśla w rozmowie z „Gazetą Lubuską” Artur Źródłowski. - Byłem w DPS dla Kombatantów bardzo często. Przez 1,5 roku. Odwiedzałem tam moją przyjaciółkę.

Widziałem, co się tam dzieje. Dlatego sam ją przebierałem, myłem, zakładałem pampersa, karmiłem. Przynosiłem owoce, ciastka, soki.

Jednak dla pana Artura najgorszy czas nastał w marcu, kiedy to z powodu pandemii koronawirusa placówka, podobnie jak szpitale, została zamknięta dla ludzi „z zewnątrz”. Koniec odwiedzin. Kontakt się urwał.

- Dzwoniłem, jak tylko mogłem. Nie zawsze ktoś odebrał, ale jeśli już, to słyszałem: "Proszę się nie martwić, wszystko jest w porządku, pani Zdzisława czuje się dobrze" – opowiada zielonogórzanin. – A to nie była prawda. Skąd wiem? Bo inni pracownicy przysyłali mi zdjęcia, makabryczne... Prosili, żebym coś zrobił, bo jest źle…

Cały czas mówiono mi, że jest dobrze

Na jednym zdjęciu pani Zdzisławie z nosa i ust leci krew. Widok taki, że ściska w gardle.

- Jak pokazuję to zdjęcie znajomym, to pytają się, czy to jest żywy człowiek? – podkreśla pan Artur. – Gdy to zobaczyłem, prosiłem, żeby wezwać lekarza, by się nią zajęto. Siedem dni czekałem, by pobrano jej krew.

Zielonogórzanin długo opowiada, jak wyglądała opieka nad panią Zdzisławą. I nad innymi pensjonariuszami. Jak wszystkim brakuje czasu, sił, empatii i zwykłej życzliwości dla starszego, bezbronnego człowieka.

- Za mało jest personelu, a przypadki coraz cięższe. Ci ludzie muszą mieć odpowiednią opiekę, w tym przede wszystkim medyczną – podkreśla. – Tymczasem to rodziny wzywają karetki pogotowia, gdy widzą, że dzieje się coś złego.

Pan Artur opowiada o swojej przyjaciółce. Nie wiadomo, jak złamała rękę. Po ściągnięciu gipsu okazało się, że kość promieniowa zrosła się z przemieszczeniem. Po miesiącu na ciele pojawiły się wybroczyny.

- Dostałem od zaufanych pracowników telefon, że nie jest dobrze, żebym coś zrobił. Bo problem jest lekceważony – mówi mężczyzna. - Trzeba wezwać lekarza.

Pan Artur wiedział, że kobieta czuje się coraz gorzej. Że nie wstaje z łóżka, słabnie, nie ma z nią kontaktu.

- Wezwałem lekarza, przepisał antybiotyk, kazał pilnie zrobić badanie krwi. Podejrzewał skazę krwotoczną – mówi zielonogórzanin. – Dopiero po mojej interwencji wezwano karetkę pogotowia. Moja przyjaciółka znalazła się w szpitalu. Ale zmarła…

Pan Artur opowiada o innych przypadkach i zaniedbaniach m.in. o kobiecie chorej na cukrzycę, w której nodze lekarz zauważył larwy much.

- Nie może być tak, że ludzie za pobyt płacą ponad 4 tysiące złotych i dodatkowo za leki czy pieluchomajtki, gdy limit refundowany się skończy, całe życie uczciwie pracowali, a u schyłku swoich dni nie mają odpowiedniej opieki, szacunku – mówi. – Wiem, że jest ciężko, ale nie może w takich miejscach brakować personelu, brakować empatii. Nie można rzucić tabletki na stolik albo włożyć do ust pacjentowi bez podania mu wody. Nie można nie reagować na ból i cierpienie tylko dlatego, że ktoś jest stary…

Dlatego zdecydowałem się 23 kwietnia 2020 roku złożyć doniesienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa.

Śledztwo ma charakter wybitnie rozwojowy

Pytamy o sprawę rzecznika Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze, Zbigniewa Fąferę, o prowadzone śledztwo.

- Wszczęte 2 lipca br. śledztwo przez Prokuratora Rejonowego w Zielonej Górze prowadzone jest w kierunku narażenia pacjentki Zdzisławy W. przez personel medyczny DPS w Zielonej Górze na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz nieumyślnego spowodowania zgonu w/w. (art. 160 par 1 kk i art. 155 kk) – wyjaśnia rzecznik. - Prowadzenie śledztwa w całości zlecono Komendzie Miejskiej Policji w Zielonej Górze.

Śledztwo to prowadzone jest pod ścisłym nadzorem prokuratora, który sukcesywnie zapoznaje się z gromadzonym materiałem dowodowym.

Jak zauważa Z. Fąfera, obecnie na podstawie już zgromadzonych dowodów, w tym dokumentacji medycznej, a zwłaszcza zeznań niektórych świadków (niektórych pracowników DPS) należy stwierdzić, że istnieje uzasadnione podejrzenia nieprawidłowości w sprawowaniu opieki przez personel medyczny nad pacjentami DPS.

Na tej właśnie podstawie i po analizie obecnie już zgromadzonego materiału dowodowego Prokurator Rejonowy w Zielonej Górze w ramach zainicjowanego przez siebie postępowania administracyjnego w trybie pilnym zwrócił się do Wojewody Lubuskiego o przeprowadzenie kontroli doraźnej w Domu Pomocy Społecznej w Zielonej Górze.

Wojewoda Lubuski pozytywnie odniósł się do wniosku – interwencji prokuratora i kontrola doraźna od 13 sierpnia br. jest już prowadzona.

Wojewodzie w złożonej interwencji zasygnalizowano nieprawidłowości dotyczące jakości prowadzonych usług medycznych (albo ich braku) nie tylko wobec zmarłej pacjentki Zdzisławy W., ale też innych pacjentów.

- Wynika więc z tego, że prokurator miał na uwadze zauważone przez siebie i wynikające z zebranych dowodów nieprawidłowości w funkcjonowaniu DPS i sprawowaniu opieki medycznej przez personel medyczny tego domu – wyjaśnia rzecznik prokuratury.

Sytuacja w DPS w Zielonej Górze jest dokładnie analizowana przez zaangażowanych w to śledztwo policjantów, którzy gromadzą też dokumentację dotycząca nieprawidłowości w sprawowaniu opieki również nad innymi pacjentami tego domu.

W wyniku tego w najbliższym czasie do prowadzonego obecnie śledztwa dołączone zostaną akta śledztwa dotyczące zgonu innego pacjenta w tym DPS-ie (wspólne prowadzenie).

- Po przesłuchaniu ostatnich z zaplanowanych do przesłuchania świadków i analizie zgromadzonych dokumentów medycznych (kilka tomów) powołani w charakterze biegłych zostaną specjaliści z wyznaczonej placówki naukowo medycznej – mówi Zbigniew Fąfera.

- Śledztwo ma charakter wybitnie rozwojowy, co oznacza, że nie będzie ono ograniczało się do zdarzenia związanego ze zgonem Zdzisławy W. oraz mężczyzny, którego akta zostaną włączone i prowadzone wspólnie.

Anonim w dobie koronawirusa

Z DPS-u redakcja „GL” otrzymywała też inne sygnały o nieprawidłowościach i na bieżąco staraliśmy się je wyjaśniać. Na początku pandemii koronawirusa dostaliśmy anonimowy list, który odnosił się do spraw bezpieczeństwa w tej placówce.

„Nowi pacjenci są przyjmowani od razu, kiedy zwolni się łóżko, bez okresu kwarantanny” – napisano m.in. w liście. A przecież w placówce przebywają osoby starsze, z osłabioną odpornością…

- Zaprzeczam tym zarzutom – mówił wówczas „GL” dyrektor zielonogórskiej placówki. - W rzeczywistości wygląda to tak: zostały wstrzymane wyjścia mieszkańców poza teren domu, możliwe są one tylko w przypadku zagrożenia życia lub zdrowia naszych mieszkańców, w takich przypadkach są oni wożeni do szpitala. Nie ma odwiedzin. Nie ma przekazywania paczek przez rodziny. Wszystkim pracownikom każdego ranka jest mierzona temperatura. Mówię tu o osobach, które przychodzą do pracy. Nie ma posiłków na stołówce. Wszyscy mieszkańcy otrzymują jedzenie w pokojach. Ograniczyliśmy do minimum wszystkie zajęcia, tak, aby nie gromadzić mieszkańców w większych grupach. Natomiast jeśli chodzi o przyjmowanie nowych mieszkańców, to… w ogóle nie są przyjmowani. Od ostatniego piątku jest zarządzenie od wojewody i jego pracowników, że przyjęcia mogą następować tylko w szczególnych przypadkach. Obecnie nowi mieszkańcy nie są więc przyjmowani wcale.

Dyrektor DPS-u tłumaczy, że procedury był zachowane

Jak teraz do śledztwa, które w sprawie zielonogórskiego DPS-u prowadzi Prokuratura Rejonowa w Zielonej Górze, odnosi się dyrektor Domu Pomocy Społecznej dla Kombatantów, Roman Działa?

- Jesteśmy przekonani i wiemy, że istnieje dokumentacja medyczna, potwierdzająca prawidłowe zaopiekowanie i medyczne, i opiekuńcze tych mieszkańców, którzy są w sprawie wymienieni. Zresztą podobnie jest ze wszystkimi mieszkańcami naszego DPS-u – mówi Roman Działa.

I dodaje, że wniosek do prokuratury został złożony przez osobę zaprzyjaźnioną z byłą mieszkanką DPS-u.

- Mieszkanka miała 93 lata – doprecyzowuje R. Działa. – Ostatnie kilkanaście dni przebywała i zmarła w szpitalu, nie na terenie naszego domu. Przed pójściem do szpitala była monitorowana na bieżąco. To wynika z dokumentów. Były zachowane wszelkie procedury. Pan wystąpił z wnioskiem do prokuratury o wszczęcie śledztwa. Nie chciałbym rozmawiać na temat szczegółów śledztwa, które prowadzi prokuratura. Czekamy, jaki będzie dalszy rozwój tej sytuacji. Informujemy na każdym kroku mieszkańców i ich rodziny, że nasz dom funkcjonował i nadal funkcjonuje z poszanowaniem spraw mieszkańców. Każdego dnia dbamy o ich zdrowie, życie i bezpieczeństwo. Jeśli chodzi o tę mieszkankę, to są dokumenty potwierdzające i wizyty lekarzy, i rozwój choroby. Jestem świadom tego, że w okresie, w którym ta pani zmarła, to był czas pandemii, momentu, gdy bliscy nie mogli odwiedzać mieszkańców DPS-u w pokojach. To może powodować, że bliscy mieszkańców myślą, iż dzieje się z nimi coś złego. A tak nie jest. Mamy udostępnione wizyty przez szybę, przez skype. Jednak nie chcemy, by rodziny wchodziły do pokojów, bo obawiamy się wniesienia koronawirusa z zewnątrz.

Zdaniem dyrektora to pomówienia pracowników

Prokuratura informuje, że śledztwo ma charakter rozwojowy.

- Uważam, że z naszej strony nie ma nieprawidłowości na terenie domu – twierdzi R. Działa. – Dom funkcjonuje zgodnie z zasadami i naszą misją.

- Nie można jeszcze wysnuwać wniosków, bo to nie jest jeszcze oskarżenie, obecnie zbierane są materiały - mówi dyrektor. - Do nich dopiero wszyscy będziemy się odnosić. Trudno powiedzieć, że to są fakty, bo służby medyczne, funkcjonujące na terenie domu, są przekonane co do tego, że działały prawidłowo. Zresztą w każdej sytuacji, kiedy jest zgon, przyjeżdża
lekarz, który stwierdza jego przyczyny. We wszystkich opisanych przypadkach nie było najmniejszych wątpliwości ze strony lekarza, bo żadne informacje do nas nie dotarły. Ani ze strony rodzin, ani ze strony lekarza.

Zauważamy, że to zeznania pracowników DPS-u są ważne w śledztwie, które prowadzi prokuratura. Jak do tego odnosi się dyrektor DPS-u? Roman Działa uważa, że to pomówienia jednego pracownika na drugiego i trzeba to wyjaśnić. A co z innymi mieszkańcami DPS-u, o których też się mówi w tej sprawie?

- Z dokumentacji medycznej wynika, że pani przyszła do nas z owrzodzeniami i schorzeniami nóg, które już były – mówi R. Działa. – I one były u nas leczone. Pani zaś przyszła do nas prosto ze szpitala. Nie powinna się znaleźć w DPS-ie, ale w Zakładzie Opieki Leczniczej. Ale ze względu na ogólną sytuację (związaną z pandemią – dop. red.) takie przyjęcia się zdarzają i od razu podjęto leczenie. Została ona do nas przyjęta 13 lipca. Była u nas leczona przez cały miesiąc. Miała zapewnioną opiekę lekarską i codzienne wizyty pielęgniarek, które zmieniały jej opatrunki. 14 sierpnia przy wizycie lekarskiej jest wpis skierowania do poradni chirurgicznej. Podczas kolejnej wizyty, 18 sierpnia, lekarz POZ wystawia skierowanie do szpitala.

Mieszkanka została zawieziona do lecznicy. Tam była hospitalizowana, następnie wróciła do DPS-u.

Według Romana Działy nie było sytuacji, by dana osoba była pozostawiona sama sobie ze swoimi schorzeniami.

- Jestem daleki od powiedzenia, że coś złego się u nas dzieje – kończy R. Działa. – Staramy się, jak tylko możemy.

Dyrektor DPS-u przy ulicy Lubuskiej wydaje oświadczenie

Roman Działa przygotował też oświadczenie w sprawie ostatnich wydarzeń. Można je znaleźć w biuletynie informacji publicznej DPS-u. Przeczytać w nim możemy m.in., że sytuacja ostatnich miesięcy „wynikała przede wszystkim z niebezpieczeństwa zarażenia COVID-19 w tak dużym skupisku osób starszych, szczególnie narażonych z powodu wieku, występowania u mieszkańców wielu chorób współistniejących oraz braku możliwości bezpośrednich kontaktów i przebywania rodzin z mieszkańcami w pokojach, w celu zabezpieczenia ich przed zakażeniem COVID-19 wniesionym z zewnątrz.

Jak wynika z rozmów z pracownikami służb medycznych pracujących w DPS-ie osoby, o których się mówi, były prawidłowo zaopiekowane pod względem medycznym, tak przez pielęgniarki jak i lekarza rodzinnego, co potwierdza m.in. dokumentacja medyczna.

Przypadki zgonów zgłasza lekarzowi POZ pielęgniarka dyżurna. Wezwany lekarz je potwierdza i odnotowuje w karcie zgonu jego przyczynę. We wszystkich przypadkach przyczyny zgonów nie budziły wątpliwości ani lekarza ani rodzin mieszkańców”.

Zawsze trzeba pozostać człowiekiem

Udało się nam porozmawiać z jednym z mieszkańców DPS. Potwierdza, że sytuacja nie jest dobra. Ale większość starszych osób po prostu boi się skarżyć. Obawia się jeszcze gorszego traktowania. Mówi, że leczenie przez telefon to żadne leczenie. Że opieka medyczna pozostawia wiele do życzenia.

Rodziny, do których dotarliśmy, też mówią o zauważanych różnych nieprawidłowościach i potwierdzają, że zgłaszały problem dyrekcji, Miejskiemu Ośrodkowi Pomocy Społecznej.

- Wiem, jacy potrafią być starsi, schorowani ludzie, ale po to są takie miejsca, by pracowali w nich odpowiedni ludzie. I była ich odpowiednia liczba, bo to ciężka praca. Także fizycznie, gdy trzeba przewracać, podnosić pacjentów. Nie jeden kręgosłup tego nie wytrzymuje – mówi pani Jolanta.

– Pewnie nie tylko w tym domu, ale w całej Polsce jest problem - dodaje kobieta. - I potrzebne byłyby systemowe rozwiązania. Nie chcę nikogo oskarżać, nie jestem od tego. Ale bardzo bym chciała, by podopieczni byli godnie i ze zrozumieniem traktowani. By rodzina, która musi przecież pracować, była pewna, że ich bliscy mają bardzo dobrą opiekę. I nie cierpią.

- Powiem tyle: niezależnie od sytuacji zawsze trzeba być człowiekiem. I pamiętać, że my wszyscy też kiedyś będziemy starsi – komentuje zielonogórzanka, która ma w DPS swoją bliską osobę. – Jest mi bardzo przykro, nie mogę spać po nocach… Nie wiem, co mam teraz zrobić… Wiem, że w papierach można napisać wszystko. I wszystko może się zgadzać. A rzeczywistość może być inna.

Radna Bożena Ronowicz, była prezydent miasta, nie kryje zmartwienia. Przecież – jak mówi – jeszcze kilka lat temu, to był najlepszy dom pomocy społecznej w kraju, stawiany za wzór. - Wiele razy tam byłam, rozmawiałam z pacjentami. Oni naprawdę czuli się tam jak w domu – mówi. Do sprawy podchodzi ostrożnie i podkreśla, że wymaga ona dogłębnego wyjaśnienia. -Dla mnie ewidentnym zaniedbaniem jest fakt, że u jednej pacjentki odkryto w nodze larwy – mówi. - Zdaję sobie sprawę, że leczenie, pielęgnacja osoby z tzw. stopą cukrzycową jest bardzo trudna, ale nie taka, żeby z owrzodzeń wychodziły larwy. Nie do końca mi się chce wierzyć, że wszyscy opiekunowie są tam dobrzy, a pielęgniarki – złe.

Radni chcą nadzwyczajnej sesji poświęconej DPS

W środę, 9 września radni Koalicji Obywatelskiej złożyli w ratuszu wniosek o zwołanie nadzwyczajnej sesji, w sprawie sytuacji w zielonogórskim DPS-ie. Do wniosku dołączyli oświadczenie, które mogłoby być przyjęte przez radę (dokument może być przez nią przyjęty, ale nie musi, możliwe jest też wprowadzenie ewentualnych poprawek).

W nim napisali m.in. "Rada Miasta Zielona Góra, z niepokojem przyjęła pojawiające się w przestrzeni publicznej informacje dotyczące nieprawidłowości w funkcjonowaniu Domu Pomocy Społecznej dla Kombatantów w Zielonej Górze przy ul. Lubuskiej 11. Rada Miasta Zielona Góra wyraża szczere współczucie tym Pensjonariuszom Domu Kombatanta oraz ich Rodzinom, których nieprawidłowości dotknęły".

W oświadczeniu możemy też przeczytać, że rada pragnie wyrazić najwyższe uznanie dla tych pracowników DPS-u, którzy wykonują swoją pracę sumiennie i z poczuciem misji. Co jeszcze zawarli w piśmie radni KO? "Rada Miasta Zielona Góra wnosi, aby Pan Prezydent Janusz Kubicki oraz Pani Dyrektor Departamentu Edukacji i Spraw Społecznych Wioletta Haręźlak, jako osoby nadzorujące działalność w/w placówki, podjęły szybkie i skuteczne działania zmierzające do zweryfikowania przedstawianych opinii publicznej informacji, a w razie ich stwierdzenia, aby jak najszybciej podjęli działania naprawcze".

Prezydent czeka na ustalenia organów ścigania

Jak do postępowania dotyczącego DPS-u odnosi się prezydent Janusz Kubicki?

– Uważam, że w tej sprawie powinniśmy poczekać na ustalenia organów ścigania. Bardzo łatwo jest rzucać oskarżeniami, trudniej jednak to później odkręcić. Zdaję sobie sprawę, że niektórzy mogą wykorzystywać całą sytuację, aby atakować mnie, jako włodarza miasta.

Chciałbym jednak podkreślić, że jeśli postępowanie wykaże nieprawidłowości i w tej sprawie zapadnie wyrok skazujący, to na pewno będę za tym, aby wyciągnąć wobec winnych konsekwencje – podkreśla Kubicki.

WIDEO: Zielona Góra. KRYMINALNY CZWARTEK (10.10.2019) Policjanci zatrzymali osoby, podejrzane o oszukiwanie starszych osób metodą „na policjanta”.

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto