Każdy z nich wiele razy był na dnie. Każdy stracił wszystko i został z niczym. Dziś są jednakowo słabi, bo nad ich życiem kiedyś zapanował alkohol, ale też jednakowo silni, bo wiedzą, że mimo wszystko mogą być trzeźwi. Sami przyznają, że z tym było jak z wejściem na wysoką górę - czasami musieli się wycofać i spróbować później. Teraz pokonują kolejne szczyty.
Wyjść na prostą
Projekt "Bieszczady" to nietypowa inicjatywa gorzowskiej fundacji Dogonić Marzenia, która od kilku lat pomaga ludziom z ulicy - bezdomnym zepchniętym na społeczny margines. Otwiera im drzwi do innego życia.
- Zwykle dostrzegamy taką osobę na końcu jej drogi, czyli gdzieś w krzakach, pustostanach, zaniedbaną, bardzo często śmierdzącą i żebrzącą. To jest ciężka praca, żeby takiego człowieka zachęcić do przyjęcia pomocy - mówi Tomasz Manikowski, prezes fundacji.
A pomoc obejmuje cały proces - od otoczenia takiej osoby opieką, gdy jest na ulicy, przez terapię, aż do momentu całkowitego powrotu do normalnego życia. Fundacja wynajmuje od miasta lokale z przeznaczeniem na mieszkania chronione dla osób wychodzących z bezdomności. To innowacyjna forma wsparcia, w ramach której osoba decydująca się na udział w projekcie przez pewien czas mieszka w lokalu i pod czujnym okiem specjalistów przygotowuje się do samodzielnego życia.
- Po terapii, która pomaga tym osobom zrozumieć, gdzie były, gdzie są i gdzie mogą być, to jest kolejny krok na drodze do normalnego życia. Życia, w którym są już obowiązki i należności o których trzeba pamiętać, rachunki czy zakupy, ale też życia bez alkoholowego zniewolenia, w cywilizowanych warunkach, a nie na ulicy czy w obskurnym pustostanie - dodaje Tomasz Manikowski.
Przeczytaj również: Kup cebulkę żonkila i wesprzyj gorzowskie hospicjum. Trwa akcja "Pola Nadziei"
Projekt Bieszczady
I to właśnie ci, którym udało się wyrwać ze świata pustostanów, knajp i codziennego kaca, który nie pozwala wstać z podłogi udowadniają, że można żyć nawet po takich najgorszych doświadczeniach. Właśnie z myślą o nich powstał projekt "Bieszczady".
- Ten pomysł narodził się już kilka lat temu, ale dopiero teraz udało się go zrealizować. Bieszczady to jest szczególne miejsce, bo dzikie, nieokiełznane, wymagające i mocno zmieniające człowieka. Właśnie tam uciekali ludzie, którzy mieli problemy, a teraz jadą ci, którzy odzyskują życiową równowagę - mówi Dorota Sikorska z fundacji Dogonić Marzenia.
Dlatego wyjazd nie jest tylko rekreacyjny, ale przede wszystkim terapeutyczny.
- I również bardzo symboliczny, bo polega na zdobywaniu szczytów fizycznie, ale również pokonywaniu tych własnych. Podczas takiej wędrówki, z każdym krokiem zagląda się w głąb siebie i jestem przekonany, że każdy z uczestników dotrze do punktu, w którym jeszcze nigdy nie był i dowie się o sobie czegoś nowego. Mam nadzieję, że ta uważność i spokój, zdobyte przez ból, pot, zmęczenie i wspólne bycie razem, będą im towarzyszyć w dalszym życiu. To jest właśnie ten cel terapeutyczny - dodaje Tomasz Manikowski.
Nagroda za trzeźwość
Mateusz w Bieszczady pojechał w nagrodę. We wrześniu minęło dwanaście miesięcy od kiedy żyje w trzeźwości. Pierwszy raz od lat, bo wcześniej z roku na rok staczał się coraz niżej. Pił prawie każdego dnia.
- Jeszcze rok temu nie postawiłbym na siebie złamanego grosza. Przeszedłem przez wszystko, co tylko człowiek może przejść. Dziś mówię otwarcie, że jestem alkoholikiem i każdego dnia staję przed wieloma wyborami, ale wybieram życie w trzeźwości. I wiem, że za to moje trzeźwe życie jestem odpowiedzialny. Od ponad roku jestem wolny od alkoholu, mam mieszkanie i pracę. Jestem szczęśliwym człowiekiem. Ten wyjazd to dla mnie okazja do integracji z ludźmi, którzy mają takie problemy jak ja, ale też szansa na głęboką refleksję i jeszcze lepsze poznanie siebie - mówi Mateusz.
Pokonać własne bariery
Wiesław również jest podopiecznym gorzowskiej fundacji oraz lokatorem jednego z mieszkań chronionych. I podobnie jak Mateusz - trzeźwym alkoholikiem i byłym bezdomnym.
- Moją pierwszą pracą była rozlewnia piwa i właśnie od tego wszystko się zaczęło. Później pracowałem w różnych lokalach jako kelner i barman, więc styczność z alkoholem i łatwy dostęp do niego miałem cały czas. Długo nie uważałem się za alkoholika i długo wszystko było fajnie. Dopóki miałem pieniądze. Ale później przepiłem wszystko, co mogłem i wylądowałem na ulicy.
Pewnego dnia Wiesław uległ nieszczęśliwemu wypadkowi. Niefortunny upadek zakończył się amputacją nogi. Dlatego wyjazd w Bieszczady, w którym również bierze udział, ma dla niego szczególne znaczenie.
- W momencie, kiedy straciłem nogę byłem zrezygnowany, ale jednak nauczyłem się z tym żyć. Teraz chcę sam sobie udowodnić, że mając jedynie protezę, pokonam te własne słabości i wejdę na sam szczyt. Całe życie miałem pod górkę, ale wierzę, że przecież kiedyś w końcu będzie z górki - mówi.
Oprócz Mateusza i Wiesława w kilkudniowej eskapadzie udział bierze jeszcze czterech innych podopiecznych fundacji. Wyprawa w Bieszczady jest pierwszym takim wyjazdowym projektem, ale jak zapewniają działacze tej organizacji - na pewno nie ostatnim.
WIDEO: Kostrzyn nad Odrą. Na dawnym przejściu granicznym zatrzymano busa, którym w stronę Niemiec jechało 34 imigrantów
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?