Marcin Osman to podróżnik, alpinista industrialny i fotoreporter, nagradzany za zdjęcia m. in. w konkursie "National Geographic". Odwiedził już ponad 80 krajów, ale wciąż wraca do Azji i powtarza, że to właściwie jego drugi dom. W listopadzie wybrał się w 4,5-miesięczną podróż do dziesięciu krajów Azji południowo-wschodniej. Zaczął od Birmy.
- By poczuć pełną kontemplacji atmosferę buddyzmu postanowiłem spędzić pięć dni w górskim klasztorze Pa Auk, otoczonym subtropikalnym lasem - opowiada Marcin. - Okazało się jednak, że szkoła medytacji nie jest taka łatwa. Pobudka o godz. 3.30, poranna medytacja już o 4. W sumie ponad sześć godzin medytacji dziennie z buddyjskimi mnichami. Miałem swojego nauczyciela. Skarżyłem mu się, że tak trudno jest nie myśleć o niczym. Mistrz kazał mi się skupić na właściwym oddechu.
Medytowali w klasztorze na zboczu górskim, dookoła słychać było tylko cykanie cykad, rechotanie żab i skrzek gekonów, polujących na muchy. - Medytowaliśmy przykryci wielkimi koszami z moskitierą - wspomina Osman. Świątynia utrzymuje się z darowizn sponsorów. Wizyta w klasztorze i szkoła były darmowe, do tego jeszcze dwa posiłki dziennie - o godz. 5. i 11. Mnisi zaskoczyli go swoją łagodnością i pogodą ducha. Lubił przyglądać się, jak codziennie rano wyruszali w miasto zbierać datki i jedzenie.
- Po pięciu dniach spędzonych w klasztorze naładowany nową energią i wyciszony ruszyłem w teren doświadczać świętości - mówi Marcin. Kolejnym punktem podróży była Złota Skała, czyli pagoda KYaiktiyo. Ma ona 7,3 m wysokości i jakimś cudem utrzymuje się na ukośnym, kamiennym podłożu, zupełnie jakby przeczyła prawu grawitacji. - Podobno włos Buddy utrzymuje kamień na miejscu - opowiada podróżnik. - Mężczyźni obklejają płatkami złota jej powierzchnię i modlą się gorliwie.
Kobiety nie mogą podchodzić blisko. Setki pielgrzymów koczuje na szczycie góry, śpiąc w dormitoriach na terenie kompleksu świątynnego lub na placu przed klasztorem.
Niezwykłe wrażenie robi też 100-metrowa złota stupa (buddyjska budowla, pełniąca funkcję relikwiarza) w Yangonie, stolicy Birmy. Dodatkowo otaczają ją dziesiątki mniejszych pagod i budynki kaplic. Wierni przynoszą tu dary i modlą się. Podobnie jest w Mandalaj, gdzie wierni odwiedzają święte oblicze Buddy sprzed 2500 lat, które - jak głosi legenda - wiernie oddaje wizerunek świętego.
- Przy okazji pobytu w Birmie chciałem udokumentować ginącą tradycję tatuaży na twarzach kobiet z plemienia chin, żyjących w górach na zachodzie kraju - mówi Marcin. - Wynająłem łódkę, żeby popłynąć do trzech wsi i spotkać 12 wytatuowanych staruszek. Ta tradycja nie jest już praktykowana od 60 lat.
- Niestety nie posługuję się dialektem chin, więc pozostało mi wymieniać z paniami uśmiechy. No i język ciała przydaje się na całym świecie - dodaje Osman.
Na zdjęciu (powyżej) Mapu, która mieszka we wsi Kecza w domku na palach, zrobionym prawie w całości z mat bambusowych. W pokoju ma urządzony ołtarzyk z posągiem Buddy.
Duże wrażenie na turystach robią w Birmie kobiety Padaung, zwane żyrafimi szyjami. - To trochę takie niesympatyczne ludzkie zoo - opowiada Osman. - Można je spotkać w najchętniej odwiedzanych przez turystów miejscach. Tkają szale na krosnach i pozują do zdjęć zszokowanym turystom. Już jako nastolatki zaczynają nosić metalowe obręcze. Z czasem dołączają kolejne zwoje i odcinek szyjny kręgosłupa wydłuża się.
Pierwszej rzeczy, jakiej uczy się człowiek po przylocie do Birmy, jest bezpieczne przechodzenie przez drogę. Panuje tu pozorny chaos komunikacyjny. - Przechodzimy zdecydowanie i szybko. Kierowcy rowerów, skuterów i aut raczej nas wyminą, niż się zatrzymają. Możemy poczekać na środku ulicy, gdzie jest względnie bezpiecznie - radzi Osman. I dodaje: - Warto uważać w Birmie na wszelkiej maści przewoźników i taksówkarzy, którzy będą chcieli nas naciągnąć.
Kolejna ważna lekcja to odżywianie się w ulicznych barach. Jest ich tu mnóstwo. Na zakurzonych poboczach stoją niskie stoliki z miskami, wypełnionymi różnymi potrawami. Podstawą jest jednak rybna zupa mohenga z ryżowym makaronem. Można na zakąskę schrupać kilka smażonych karaczanów lub pasikoników.
Marcin spędził w Birmie miesiąc, teraz podróżuje po Wietnamie. Święta spędzi na Tajwanie i Filipinach. Wkrótce kolejna relacja z podróży.
Podróż do Birmy. Informacje praktyczne:
Najlepiej wybrać się tu w terminie od listopada do lutego, kiedy nie pada, panuje pora sucha, a temperatury zazwyczaj nie przekraczają 30 stopni Celsjusza.
Za nocleg w małym hotelu zapłacimy 5-8 dolarów od osoby.
Najwięcej turystów spotkamy w Bagan (kraina setek pagod - wstęp kosztuje 20 dolarów) i nad jeziorem Inle (10 dolarów).
Miesięczny pobyt w Birmie kosztował Marcina 250 dolarów (w tym wynajem motorów, łodzi) plus 50 dolarów za wizę.
Warto mieć przy sobie jakieś medykamenty na zatrucia pokarmowe, przewiewne ciuchy, długie spodnie.
Dolary i euro można wymienić w wielu miejscach.
Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?