W młodości bardzo często przemierzałam trasę kolejową z Krzyża do Gorzowa. Pociąg jak dostojny staruszek poruszał się dość wolno i miarowo odliczał kolejne stacje. Znałam wszystkie na pamięć. Już w okolicy Górek Noteckich stawałam w oknie. Zawsze czekałam na moment, gdy nagle otwierał się rozległy krajobraz. Krajobraz jak wielka księga.Wtedy pociąg szczególnie zasapany przytulał się ciasno do ostrej linii wzgórz morenowych. I ze swoimi wzgórzami wyznaczał granice wielkich, wypełniających cały horyzont wiosennych rozlewisk Noteci i Warty. Potem porzuciłam Gorzów, zabierając ze sobą tylko wspomnienia. W swoim sercu i oczach zachowałam obrazy miejsc, gdzie się urodziłam i dojrzewałam. Czule je pielęgnowałam.Wędrując po świecie, zawsze odruchowo szukałam miejsc podobnych. Nigdzie nie znajdowałam.Aż kiedyś, za oknem pociągu York - Liverpool zobaczyłam "wichrowe wzgórza”, takie z jedynej, ale bardzo znanej powieści Emilii Bronte. O razu dostrzegłam niezwykłe podobieństwo do podgorzowskich wzgórz. Ale tylko na chwilę powróciło wzruszenie. Przecież tam nie było mojego Domu… Do Gorzowa nie przyjeżdżałam, bo po prostu nie chciałam. Słyszałam, że Santok i okoliczne wzgórza zostają powoli zabudowywane. Bałam się tego spotkania i konfrontacji rzeczywistości z moimi snami. Dopiero po 40 latach podjęłam decyzję odwiedzenia Gorzowa. Była pełnia lata. Kupiłam bilet kolejowy i samotnie wyruszyłam w podróż na zachód Polski, w moją podróż sentymentalną.Specjalnie wybrałam połączenie z przesiadką w Krzyżu. W ulubionym przeze mnie Krzyżu, na bardzo znanym peronie wypatrywałam starych wagonów, ale czekał nowy i ładny szynobus. Też dobrze, pomyślałam sobie. Zaczął się ostatni odcinek mojej podróży. Bałam się. Nie wiedziałam, co będzie dalej, co będzie czekało... Doskonale rozpoznawałam tę trasę. Liczyłam kolejne stacje. Witały mnie lasy podgorzowskie, kiedyś pełne grzybów i niebo skłębione, niespokojne. Wydawało mi się, że jestem w moim starym pociągu z parowozem miarowo pykającym czarnym, kominowym dymem. Zbliżałam się do Domu… Stanęłam w oknie, zachłannie wpatrując się w krajobraz. Przecież tak długo czekałam na znajomy, dla mnie jedyny w świecie - widok. Czekałam, właściwie bez nadziei, że jeszcze istnieje.
Minęliśmy Górki Noteckie, niedługo Santok…
I to nie był sen, gdy nagle zobaczyłam ten Obraz. Obraz tak bardzo zapamiętany i czule karmiony wspomnieniami przez dziesiątki lat. Nie wierzyłam. To nie był sen. To były Wzgórza mego dzieciństwa. Niezmienne. Nieujarzmione. Trochę poważne i dzikie, trochę nostalgiczne, a nawet smutne. Rozwichrzone pieszczotami wiatru. Beżowo zielone, ale złotawe przytuleniem słońca.Niezmiennie ułożone wzdłuż wyraźnej linii, którą narysował lodowiec przed swoją śmiercią. Wzgórza chroniące swoją piękną leniwą i rozległą dolinę Warty i Noteci. Tutaj był mój Dom. Odnaleziony Dom na "wichrowych wzgórzach”.
Seria pożarów Premier reaguje
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?