Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Prof. Simon leczy zakażonych koronawirusem. Dostał zakaz publicznych wypowiedzi

Marcin Rybak
Profesor Krzysztof Simon
Profesor Krzysztof Simon Paweł Relikowski
Profesor Krzysztof Simon, który stoi na czele oddziału leczącego zakażonych koronawirusem we wrocławskim szpitalu przy ul. Koszarowej, dostał od Ministerstwa Zdrowia pisemny zakaz publicznych wypowiedzi na temat epidemii. Podobne zakazy dotarły też do wszystkich innych wojewódzkich konsultantów ds. chorób zakaźnych w Polsce. Szczegóły poniżej.

Dlaczego ministerstwo próbuje zamknąć usta lekarzom? Może dlatego, że mówią to, co dla rządu nie jest wygodne.

- To absurdalne. Narusza moje prawa obywatelskie, moją wiedzę i wykształcenie. Nikt nie ma prawa mi zakazywać. Tak robiono w realsocjaliźmie albo jeszcze w czasach nazistowskich - mówi profesor Krzysztof Simon, który stoi na czele oddziału leczącego zakażonych koronawirusem we wrocławskim szpitalu przy ul. Koszarowej. - Reakcja na epidemię w Polsce jest skrajnie opóźniona. I, żeby nie być wyrzuconym z pracy, mówię to nie jako konsultant wojewódzki, ale jako kierownik kliniki chorób zakaźnych i osoba prywatna.

O epidemii wiadomo było już wcześniej

- Było jasne, że jest epidemia w Chinach. Nie wiadomo, co tam się działo. Wiedzieliśmy, że coś te władze ukrywają. A Chińczycy masowo jeżdżą po świecie, budują też wiele fabryk pod Wrocławiem. Wiemy z prasy i z informacji, które różnymi drogami uzyskujemy, że nasze agencje wywiadu i bezpieczeństwa podawały, że taka epidemia się szykuje. Trzeba było już wtedy zareagować - mówi profesor. - Jak epidemia była już we Włoszech, nasi rzucili się na tanie narty, bo Włosi obniżali ceny. Ktoś dopuścił, że oni tam pojechali i ktoś pozwolił im bez kwarantanny wrócić.

Polska nie była przygotowana

- Gdy w Polsce pojawiły się pierwsze przypadki, to okazało się, że w magazynach nie ma maseczek, strojów, niczego nie ma. Jak się nasi zorientowali, to w Chinach zablokowali tę produkcję i nie było gdzie kupić. A kraje bogatsze przepłacały - mówi prof. Simon.

Do niedawna brakowało wszystkiego - ujawnia profesor

- Groziło to przerwaniem opieki lekarsko-pielęgniarskiej z uwagi na braki. Oczywiście było to doraźnie łatane przez interwencyjną pomoc wojewody, dyrekcji, marszałka i osób prywatnych. Jakoś udało nam się przetrwać - mówi profesor.

Dopiero teraz sytuacja powoli się poprawia

- Jest problem z maskami i bardzo dobrej jakości strojami, które by nas chroniły przed tym wirusem. Używamy czasem, awaryjnie gdy innych nie ma, takich plastikowych strojów jak na wojnę biologiczną, które się kompletnie nie nadają do opieki nad pacjentem. Ale jakoś tymi pacjentami musi człowiek się zająć. W tym zastrzyku się nie da zrobić. Na izbie przyjęć nikt nie wytrzymuje dłużej niż dwie trzy godziny. Po prostu ludzie mdleją - relacjonuje prof. Simon.

Ruszamy do walki, ale nie mamy ludzi, paliwa ani amunicji

- To jest kwestia organizacji funkcjonowania państwa, które powinno takie rzeczy zabezpieczyć. A nie lokalnymi siłami jak wojewoda, marszałek czy my sami, bo też nasze kontakty uruchamiamy. Brakuje nam wysokiej jakości lekkich, przewiewnych strojów ochronnych. I mamy takie modele, tylko nie są dostępne. Nie można ich kupić. Podobnie ja wysokiej jakości masek. To powinno być przygotowane wcześniej. My ruszamy do walki. A żadna dywizja pancerna nie rusza do boju bez ludzi, paliwa i amunicji - podkreśla szef wrocławskiej kliniki.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto