-Czym tak właściwie jest karetka dla zwierząt?
- Muszę podkreślić, że Lubuski Ambulans Ratownictwa Weterynaryjnego to nie gabinet na kółkach - to ważne, bo niektórzy wciąż tak myślą. Karetkę można wezwać do nagłych sytuacji, gdy na przykład nasze zwierzę ulegnie wypadkowi, jest zranione, połamane, krwawi i nie wiemy, jak postąpić, lub gdy traci przytomność i nie jesteśmy w stanie sami go przetransportować. Zdarza się przecież, że mamy w domach bardzo ciężkie psy. Ja, jako ratownik weterynaryjny, dojadę na miejsce, ocenię sytuację, udzielę zwierzęciu pierwszej pomocy i przetransportuję do lecznicy. Mam klatkę, apteczki, nosze. Ratownictwo weterynaryjne działa dokładnie tak, jak ratownictwo medyczne. Ratownicy też nie leczą chorych, a jedynie udzielają pierwszej pomocy i dowożą do szpitala. Ambulans weterynaryjny może się przydać także dla tych właścicieli, którzy nie mają czym zawieźć chorych zwierząt do weterynarza.
- Skąd pomysł na taką karetkę?
- Na co dzień pracuję jako analityk w firmie produkującej leki dla zwierząt, ale zawsze moją pasją były zwierzęta. Dużo słyszałem o działalności fundacji w Gdyni, która jako pierwsza w kraju zaczęła mówić o łączeniu weterynarii z ratownictwem. To właśnie ona organizuje szkolenia dla ratowników. Postanowiłem się tym zająć. Dwa lata przygotowywałem się i w końcu ruszyłem z karetką. To nie jest jakiś wielki biznes, ale cieszę się z tego, co robię, bo jest zapotrzebowanie na taką pomoc. Taksówkarze często odmawiają przewozu psów. Nie mają przecież przystosowanych aut. Autobusem też się nie da dojechać do lecznicy w nocy lub z cierpiącym zwierzęciem.
-Taka karetka to coś nowego.
- Poza mną w całym kraju tylko Szczecin ma ambulans weterynaryjny. Tam ratownictwo jest już bardziej rozwinięte. Ratownik ma podpisaną umowę z miastem, wyłapuje zwierzęta na ulicach, jest wzywany do wypadków. Sam też chciałbym się w tę stronę rozwinąć. Przecież dotąd nie rozwiązano choćby problemu ze zwierzętami na miejscach wypadków komunikacyjnych. Karetka zabiera rannych ludzi z auta, a pies tam zostaje i nie wiadomo, kto ma się nim zająć. Działam też na innych polach. Organizuję kursy udzielania zwierzętom pierwszej pomocy na przykład dla strażaków, ale też dla prywatnych osób. A w październiku zorganizuję kurs dla ratowników.
- Jakie interwencje zapadły panu w pamięć najbardziej?
- Moje pierwsze wezwanie od właścicielki psa, który dostał silnego krwotoku z jamy nosowej. Pies po drodze ciągle potrząsał głową. Ambulans był cały we krwi, ja i właścicielka też. Nauczony tym doświadczeniem przebudowałem karetkę, kabinę wyłożyłem materiałami, które łatwo umyć i zdezynfekować. A ostatnio zadzwonili do mnie właściciele psa. Byli na wakacjach. Psem opiekowała się sąsiadka. Powiadomiła ich, że zwierzę kuleje. Przyjechałem, zawiozłem go do weterynarza, odebrałem. Z jego właścicielami się nawet nie widziałem. I tak to działa.
echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?