Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W Gorzowie nieznana. Co innego w stolicy i na... Pacyfiku

Redakcja
W Gorzowie kojarzą ją nieliczni. Bardziej znana jest w podgorzowskich miejscowościach: w Łagodzinie, gdzie kiedyś mieszkała i w Czechowie, gdzie teraz osiedlili się jej rodzice. W Warszawie i na Oceanie Spokojnym też oczywiście nie wszyscy o niej wiedzą, ale każdy, kto przez chwilę widział jej taniec, a takich było wielu, będzie pamiętał go na długo. Któż to taki? To Marta Jureczko.

Z Łagodzina, przez Gorzów do Poznania

Dziś ta ma 21 lat, ale już dziewięć lat temu wyprowadziła się z rodzinnego domu. - Miałam jedynie dwanaście lat, kiedy zdecydowałam się przeprowadzić do innego miasta. Mama przez rok nie chciała na to przystać, ale ostatecznie przekonałam ją do tych przenosin - stwierdza Jureczko.

I przeniosła się do Poznania, gdzie zaczęła chodzić do Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej im. Olgi Sławskiej-Lipczyńskiej. - Zdecydowałam się na to w pierwszej klasie gimnazjum, a więc o trzy lata za późno. A to z tego względu, że naukę w tej szkole zaczyna się od czwartej klasy szkoły podstawowej. Niemniej jednak chciałam spróbować, by później nie żałować. I udało mi się. Powiedziano mi, że muszę nadrobić zaległości. I zrobiłam to - przyznaje 21-latka, która tańcem zaczęła się interesować już jako dziecko. - Gdy miałam trzy lata, to już oglądałam balet. Widziałam „Dziadka do orzechów” i „Jezioro łabędzie” Piotr Czajkowskiego [i pozowała do zdjęć w paczce baletowej z pointami na nogach - przyp. red.]. Byłam tym zafascynowana, więc mama zapisała mnie na taniec.

Mała więc Martusia chodziła na treningi do różnych zespołów tanecznych. - Zaczynałam od disco, tańca współczesnego czy nowoczesnego. Miałam też rok warsztatów aktorskich, ale to nie było do końca to, co chciałam robić. Bo cały czas tańczyłam, ja bez tańca nie mogłam żyć - uśmiecha się do nas.

Ten uśmiech schodzi jej z twarzy, gdy zaczyna wspominać o poważnej kontuzji, której nabawiła się w siódmej klasie baletowej, a więc w pierwszej liceum. - Złamałam nogę w trzech miejscach, a lekarze powiedzieli mi, że już nigdy więcej nie zatańczę. I ja postanowiłam udowodnić lekarzom, i samej sobie, że mylą się. To złamanie było skomplikowane, ale fizjoterapeuci naprawili mnie - mówi nam Marta.

A ze stolicy na Pacyfik

A taka "naprawiona" mogła zacząć spełniać marzenia. Trafiła na rok do jedynego w Polsce teatru rewiowego - Teatru Sabat w Warszawie, a jej wizerunek na plakaty zapowiadające spektakle. A dziś jej występy taneczne można podziwiać... na statku. - Ja nawet nie wiedziałam, dokąd miałabym płynąć. Jedynie wiedziałam, że mogłabym spróbować pracy na statku. Podjęłam kolejne ryzyko. Dopiero z czasem okazało się, że ten statek będzie pływać po Pacyfiku i podróżować po Azji między Koreą, Japonią, Tajwanem a Chinami. To jest rejs na siedem miesięcy - oznajmia Jureczko.

I na takich dość luksusowych statkach, gdzie pasażerowie są zwykle zamożni, odbywają się pokazy. - Mamy scenę, ale na niej nie tańczy się jak w teatrze, bo czasami buja - śmieje się 21-latka i dodaje: - Pasażerowie są z różnych stron świata. Jeśli chodzi o europejskich, to ci są bardziej wymagający. Bardziej od tych chińskich. Ci za bardzo nie wiedzieli, o co chodziło w tych spektaklach. Nie byli na nich skupieni i wszystko nagrywali na kamerę. A jak się nudzili, to wychodzili. Za to Koreańczykom bardzo się podobały nasze występy. Krzyczeli, bili brawo. Podobnie zresztą jak Japończykom - przekonuje tancerka.

Takie pokazy na statku trwają 45 minut. A takich w ciągu dnia jest dwa. - Pracujemy więc codziennie i w ciągu dnia mamy też próby. Do tego trzeba przygotować kostiumy, rozgrzać ciało, zrobić makijaż, więc to kolejne godziny. Ale oczywiście, jeśli statek jest w porcie, to może zejść na ląd i zwiedzać miasto. To jest czas, kiedy mamy wolne i możemy cieszyć się z tego, że podróżujemy - nie kryje gorzowianka.

I snuje nowe plany. - W sierpniu kolejny rejs, ale na innym statku, czterokrotnie większy, na pokładzie którego może zmieścić się sześć tysięcy pasażerów. Będzie więc większy teatr. Mogę czuć się wyróżniona, że będę mogła tam tańczyć, bo to nowy statek, z marca tego roku - zwraca uwagę Jureczko.

Apel do młodych tancerek

A co by powiedziała młodym dziewczynom, którzy marzą o byciu tancerką i przeżyciu międzynarodowej przygody? - Dążyć do celu i nie poddawać się. I udowadniać nie tyle ludziom, co samym sobie, że można przełamywać bariery. Bo mi wielokrotnie mówiono, że nie będę tancerką i nie będę tańczyć, ze względu na kontuzje i inne rzeczy. Mówiono też, że nie jestem wystarczająco dobra. Ale ja zawsze chciałam tańczyć. To jest coś, co kocham. To moja pasja. Nikt mi tego nie zabierze, więc róbmy w życiu to, co sprawia, że czujemy się dobrze.

ZOBACZ TEŻ:
Tak Stilon grał z Wartą w finale Pucharu Polski na szczeblu województwa lubuskiego

ZOBACZ TEŻ:
Tak kibicowaliście Stilonowi i Warcie w finale pucharu kraju

Ekstraklasa w serwisach regionalnych:
Oglądaj mecze Ekstraklasy na żywo online w Player.pl >>>

Ligi zagraniczne w serwisach regionalnych:
Oglądaj mecze lig zagranicznych na żywo online w Player.pl >>>

Alan Rogalski
Obserwuj autora tekstu na Twitterze

Chcesz na bieżąco śledzić sportowe newsy z Ziemi Lubuskiej, Polski oraz świata? Polub naszą stronę na Facebooku!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: W Gorzowie nieznana. Co innego w stolicy i na... Pacyfiku - Gazeta Lubuska

Wróć na gorzowwielkopolski.naszemiasto.pl Nasze Miasto