Jak nie teraz, to kiedy? Jak nie z Piastem Żmigród, to z kim? – takie oto pytania kibice Warty Gorzów mogli zadawać już po czwartej kolejce trzeciej ligi grupy trzeciej. Ale tak to jest, jeśli nie wygrywasz pierwszych czterech meczów. Ba, nie zdobywasz w nich ani jednej bramki. I gdy do tego podejmujesz na stadionie OSiR-u przy ul. Olimpijskiej ekipę, która tak jak ty nie odniosła zwycięstwa w żadnym dotąd spotkaniu. A do tego w minionej kampanii była pokonana 4:0. Z drugiej strony, ci gole strzelali i nawet w jednym starciu zremisowali. To było akurat z Odrą Wodzisław, a więc tą samą, z którą bordowo-granatowi stracili punkty. Jednak w sobotę to zawodnicy trenera Pawła Posmyka, który dotrwał do tej konfrontacji na stanowisku szkoleniowca, mieli zdobyć komplet „oczek”. A po części miała to być też zasługa wracającego po przejściu rehabilitacji Radosława Mikołajczaka.
I to właśnie po jego zagraniu w 2 min Nowakowski spudłował z pięciu metrów. Sam też Mikołajczak mógł trafić, ale chybił, tym razem głową w 29 min, z podobnej odległości. I to było wszystko, o czym warto napisać w wykonaniu warciarzy w tej połówce. Więcej można powiedzieć o żmigrodzianach, bo w końcu zdobyli dwie bramki. Pierwszą po wycofaniu piłki na linię pola bramkowego i dołożeniu nogi przez Kacpra Głowieńkowskiego (chwilę wcześniej zmienił klubowego kolegę), a drugą po karnym i faulu Marcina Wawrzyniaka. Piast był lepszy, choć i tak grał przeciętnie, co świadczy jedynie o poziomie Warty w pierwszej połowie. Za to po podopiecznych Marcina Foltyna w ogóle nie widać było tego, że w czwartek byli na… weselu.
W przerwie szkoleniowiec Posmyk zrobił trzy zmiany i wprowadził… samego siebie. W końcu w okręgówce w rezerwach Warty trafił już… osiem razy. Pojawił się też Paweł Krauz i środkowy obrońca Mateusz Ogrodowski, wychowanek Stilonu, który do Gorzowa przeprowadził się przed weekendem ze… Żmigrodu. Efekt? Całkiem inna gra gorzowian w ataku.
Jeszcze w 61 min 40-letni napastnik Warty kopnął futbolówkę w słupek, ale dwadzieścia trzy minuty później strzelił pierwszego gola w sezonie. Najpierw jego uderzenie głową odbił bramkarz Piasta, ale wobec dobitki pod poprzeczkę Posmyka nie miał szans. Kolejną okazję miał przesunięty z defensywy do drugiej linii Dominik Siwiński, ale przełom nastąpił w 73 min. Wtedy za niesportowe zachowanie wykluczony został Patryk Gołębiewski i choć dopiero w końcówce przewaga jednego gracza była zauważalna, to naszym udało się doprowadzić do remisu w doliczonym czasie. Dokonał tego… Posmyk, niczym innym jak głową.
Oj, będzie miał i on, i prezes Zbigniew Pakuła nad czym zastanawiać się. Bo fakty na razie są takie, że bez Posmyka jako piłkarza Warta bramek nie zdobywa, a sam Posmyk do poprzedniego pojedynku zarzekał się, że ma kto u niego strzelać gole. A punkt w tej potyczce? Lepszy ten niż żaden, chociaż sytuacja w tabeli bordowo-granatowych cały czas nie jest dobra. Nasi są ostatnie, ale do pierwszej bezpiecznej lokaty tracą trzy "oczka".
Warta Gorzów – Piast Żmigród 2:2 (0:2).
Bramki: Posmyk 2 (83, 90) – Głowieńkowski (36, 42 z karnego).
Warta: Lech – Wawrzyniak, Śledzicki, Siwiński, Majerczyk (od 46 Ogrodowski) – Nehrebecki (od 46 Krauz) – Mikołajczak (od 74 Rybicki), Kasprzak, Marchel, Nowakowski (od 46 min Posmyk) – Midzio (od 59 min Burzyński).
Żółte kartki: Posmyk, Wawrzyniak, Midzio, Ogrodowski, Mikołajczak.
Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?