Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wózki dziecięce z tego sklepu miała połowa dzieci w Zielonej Górze. To 55 lat historii

Wideo
od 16 lat
– Przychodzili klienci, chcieli wózek, a tata mówił, że nie może złożyć, bo nie ma części, musi jechać do Częstochowy, ale nie ma paliwa. Była taka historia, że klient przychodził z kanistrami i mówił: „Ma pan paliwo, niech pan jedzie, ale pierwszy wózek dla mnie” – opowiada rodzinne anegdoty pan Krzysztof. Działalność "Dariusza" trwała 55 lat.

Handel w Zielonej Górze. Zamyka się znany sklep z wózkami dziecięcymi

– Historia zaczęła się w 1968 roku, kiedy mnie jeszcze na świecie nie było. Tata na wynajętym lokalu można w cudzysłowie powiedzieć, że na kolanie, zaczął składać wózki dziecięce – opowiada Krzysztof Kuśmierski, który był trzecim dzieckiem małżeństwa Kuśmierskich, ale pierwszym synem, dlatego to dla niego właśnie uradowany ojciec zrobił wózek z okienkami po bokach, żeby było widać, że jedzie syn!

Janusz pochodził z wózkarskiego zagłębia

Kuśmierski senior (niestety, zmarł trzy lata temu) nie od razu zawodowo zajmował się produkcją wózków, chociaż można zażartować, że miał to w genach, bo pochodził z Częstochowy. A przecież to właśnie w Poraju, niedaleko Częstochowy po drugiej wojnie światowej powstała jedna z trzech fabryk wózków w bloku wschodnim.

– Pozostałe dwie to Zekiva w ówczesnym NRD i Patron w Czechach – pisał 11 lat temu Bartłomiej Romanek w Dzienniku Zachodnim. – Ludzie pracujący w fabryce „Poraj” sukcesywnie zwalniali się z zakładu i tworzyli własne warsztaty. Sprzyjał temu klimat Częstochowy, która za czasów PRL była kolebką tzw. prywatnej inicjatywy. Działało tutaj znacznie więcej prywatnych firm i zakładów niż w innych częściach Polski.

Ale Janusz pracę zaczynał, jako bosman na barce.

– Tam gdzie był port, tam mieli dom. Po pierwszym zawale przyjechali do dalekiej rodziny do Zielonej Góry. Mieszkali na wynajętym pokoju – opowiada syn Krzysztof. – Pierwsze wózki, które produkował, sprzedawał na rynku. Woził je na traktorze z kółka rolniczego. Miał tylko motor, to nie mógł przewieźć inaczej. Jak traktor jechał rano do miasta, to ładował dwa wózki i jechał na ryneczek. Pierwszy wózek, to nawet nie tata sprzedał, ale pani, która obok handlowała. Musiał na chwilę gdzieś wyjść i poprosił, aby przypilnowała wózków. To był 1968 rok – mówi jego syn.

Dwa lata później wózki Janusza Kuśmierskiego można było już kupować w sklepie przy ul. Żeromskiego 14 na deptaku w Zielonej Górze. Wejście było obok sklepu Ewa, dzisiaj sprzedają się tam buty. – Korytarzem się szło w podwórko i tam w suterynie była sprzedaż – wspomina syn.

Paliwo z kanistrów i w drogę

Małżeństwo Kuśmierskich produkowało wózki i sprzedawało tylko swoje przez co najmniej 23 lata. Przez długi czas pan Janusz przywoził części i podzespoły z Częstochowy do Zielonej Góry motorem. Kiedy paliwo było na kartki, nie zawsze mógł jechać, a bez części nie było wózka. – Przychodzili klienci, chcieli wózek, a tata mówił, że nie może złożyć, bo nie ma części, musi jechać do Częstochowy, ale nie ma paliwa. Była taka historia, że klient przychodził z kanistrami i mówił: „Ma pan paliwo, niech pan jedzie, ale pierwszy wózek dla mnie” – opowiada rodzinne anegdoty pan Krzysztof. Ale młodym rodzicom wtedy nie było do śmiechu. – Wózki były na zapisy. Nie było dużo modeli. Były wózki z dermy, później wszedł welur w kolorze grantowym i bordo. A jeszcze później pojawiły się piękne wiklinowe. Wszystkie wózki miały centrowane kółka, metalowe, szprychowe – opowiada dalej Krzysztof Kuśmierski, który brał udział w produkcji, a kółka osobiście centrował.

Specjalna zgoda na urlop

W latach 80. w Zielonej Górze w zaledwie dwóch miejscach można było kupić wózek dla dziecka. Żeby zamknąć warsztat w sezonie urlopowym, rodzice musieli pisać pismo do urzędu miasta o pozwolenie zamknięcia zakładu na czas urlopu. Mogli zamknąć, ale pod jednym warunkiem, żeby wskazali miejsce gdzie są sprzedawane w Zielonej Górze wózki. Takie było szczęście, że było jeszcze jedno miejsce – wspomina kolejną historię pan Krzysztof.

Kiedy upadła komuna, Kuśmierscy poszerzyli asortyment.

– Rodzice jeździli po zakładach państwowych. Z Częstochowy dresiki przywozili. Ktoś ze Stanów przywiózł szklane buteleczki. Pamiętam, jak na wersalce rozłożone były smoczki i butelki. I tak powolutku zaczęło się kręcić. W tym miejscu w Zielonej Górze Przylepie jesteśmy 22 lata wylicza pan Krzysztof.

Mógł być 1991 rok, kiedy serce seniora nie dawało rady i trzeba było coś w życiu zmienić. – Produkcję przerwała choroba ojca, a ja jeszcze byłem za młody, żeby ją prowadzić, więc przeszliśmy tylko na handel. Na początku tata pewnie ubolewał, bo pamiętam, że ciocia, jego siostra, proponowała mu sprzedawanie gotowych wyrobów innych producentów, ale mówił, że za inne nie będzie się wstydził, bo jego wózki musiały być dokładnie zrobione – zapewnia dzisiaj syn.
Na początku lat 2000 Kuśmierscy przenieśli się ze sprzedażą do Przylepu. Najpierw miejsce sklepu było w budynku przy głównej ulicy, później w drugim w podwórku.

Klientom żal sklepu

Wracają klienci, którzy kupowali wózki w tej suterynie przy Żeromskiego 14 dla swojego dziecka, teraz to dziecko ma swoje, a oni wracają i wspominają. – Czasem nie kojarzyli, że to miejsce powiązane jest z tamtym sklepem, wtedy mówię, że to mój tata produkował te wózki – wspomina Kuśmierski.

„Moje wszystkie dzieci (przedział wiekowy od 29 do 12) wychowały się na produktach od was.... Pierwszy wózek również kupowałam u was.... Będę was mile wspominać”, „To najlepsze miejsce z wyposażeniem dla dzieci i z najmilszą obsługą pod słońcem! Będzie nam Państwa i Tego Wyjątkowego Miejsca bardzo brakować!” Bardzo szkoda. Fajne miejsce. Bardzo miła i pomocna obsługa. Często kupowałam u Was i zawsze byłam zadowolona. Dziękujemy z synkiem za miłe cztery lata z Wami, będzie nam Was brakowało. Życzę samych sukcesów na przyszłość” – piszą klienci zawiedzeni informacją o zbliżającym się zamknięciu sklepu Dariusz. Miejsce będzie czynne tylko do końca czerwca.

Nie dało się odwlec decyzji

– Szkoda, szkoda. Ale powiem tak, nie będę się kopał z Internetem – tłumaczy pan Krzysztof i po części widzi winę w dropshippingu, bo coraz więcej jest internetowych sklepów, które koszty dostaw przerzucają na dostawców: – Nikt tam nie pakuje towaru. Nawet go nie widzi. Tylko podpina się pod magazyn i sprzedaje, więc nie ma kosztów.

– Takie czasy nastały, a my się nie dostosowaliśmy. Nie potrafimy sprzedawać na takich zasadach, na jakich teraz się sprzedaje, bo tak naprawdę to wózki sprzedają celebryci, czy osoby piszące na blogach. Liczy się to co jest drogie, co zareklamował celebryta, a nie prawda. Ja tą prawdę tutaj klientom mówię. Klienci wracają i mówią, że miałem rację. Wiele jest takich sytuacji – mówi dalej Krzysztof Kuśmierski. – Często przy sprzedaży wózka mówię, że i tak będziecie państwo musieli kupić spacerówkę, to mi nie wierzą, wychodząc mówią „to my jeszcze sobie poczytamy na ten temat”. A potem wracają, bo szukają lekkiej spacerówki, którą można łatwo złożyć, przenieść.

Sklep Dariusz to rodzinny interes. Żona pana Krzysztofa próbowała namówić go, żeby jeszcze się wstrzymał. – Jestem bardzo przywiązana do sklepu. To bardzo przyjemna praca. Bardzo długo odwlekałam męża od takiej decyzji i żałuję bardzo. Jest mi bardzo przykro, że zamykamy – przyznaje Monika Kuśmierska. – To wspaniałe uczucie być rodzicem i móc sprzedawać naszą wiedzę innym rodzicom.

Wózek na pamiątkę

– Połowa Zielonej Góry wychowała się w wózkach rodziców. Dzisiaj z wieloma klientami utrzymujemy naprawdę bliski kontakt. Przyjeżdżają tutaj, jak do rodziny – mówi K. Kuśmierski.

Zakupy można jeszcze zrobić do końca czerwca. Właściciele sklepu żegnają się z klientami na miejscu i w mediach społecznościowych. Dziękujemy za przyjemną pracę i ważne dla nas doświadczenia. Życzymy wszystkiego najlepszego – napisali i zapewnili, że wszystkie zobowiązania wynikające z obsługi gwarancyjnej będą realizowane przez producentów i importerów danej marki.

Jakiś czas temu, w sklepie była jedna pani, która ma w piwnicy wózek zrobiony przez Janusza Kuśmierskiego. Kupiła go w sklepie przy ul. Żeromskiego. Pan Krzysztof z sentymentu chętnie by go odkupił. Zielonogórzanka nie odezwała się, pewnie dla niej to też jest pamiątka.

Czytaj też:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wózki dziecięce z tego sklepu miała połowa dzieci w Zielonej Górze. To 55 lat historii - Zielona Góra Nasze Miasto

Wróć na gorzowwielkopolski.naszemiasto.pl Nasze Miasto