Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Załamka była. Każdy płakał. Na szczęście poza koronawirusem nic nie miałem – mówi GL gorzowski pacjent zero i pierwszy wyleczony z Covid-19

Zbigniew Borek
Gorzowski pacjent zero został wyleczony z covid-19.
Gorzowski pacjent zero został wyleczony z covid-19. usplash.com
- Zadzwoniłem do mamy, że trzeba się ogarnąć i żyć dalej, bo płaczem tego nie załatwimy - mówi 21-letni Patryk, gorzowski pacjent zero i pierwszy wyleczony z Covid-19. W piątek kończy kwarantannę.

- Przez 12 dni widziałem tylko ludzi w kombinezonach, maseczkach, okularach, przyłbicach. Żadnej twarzy, chyba, że w telefonie albo swoją w lustrze – mówi 21-letni Patryk, gorzowski pacjent zero i pierwszy gorzowianin wyleczony z Covid-19.

21-latek szykuje się już do oddania osocza na potrzeby zakażonych wirusem

W piątek, 17 kwietnia 2020 r. Patryk kończy domową kwarantannę, która odbywa po przebytej chorobie Covid-19. - Oficjalnie będę mógł wychodzić z domu – na takich zasadach jak inni. Pewnie, chcę wyjść, i wyjdę, chyba po zakupy, może zrobię też babci, ale żadnych szaleństw nie planuję. W czwartek zadzwonię do szefa zapytać, czy mam pracować już od piątku, czy dopiero od poniedziałku - mówił nam wczoraj 21-latek, który szykuje się już do oddania osocza na potrzeby zakażonych wirusem. - Skoro mam w sobie lekarstwo i mogę kogoś uratować czy ulżyć mu w chorobie, to jasne, że nie odmówiłem - mówi „Gazecie Lubuskiej”.

Opowiada też nam o tym, jak się dowiedział, że jest zakażony, jak trafił do szpitala, co wtedy czuł on i jego rodzina. - Załamka była. Każdy płakał. Na szczęście poza koronawirusem nic nie miałem - mówi. W rozmowie z GL zdradza: - Nie, nie zakładałem, że skończy się śmiercią. Gadałem z rodzicami, z dziewczyną, ze znajomymi. Wszyscy mówili, żeby podejść do tego spokojnie. Że będzie dobrze. Radzili mi też, żebym się odciął od informacji.

Przeczytaj rozmowę "Gazety Lubuskiej" z gorzowskim pacjentem zero i pierwszym gorzowianinem wyleczonym z Covid-19

Dlaczego chce pan pozostać anonimowy?
Nie chcę po prostu, żeby każdy wiedział, że to ja. Tak całkiem anonimowy to jednak nie jestem. Wie oczywiście rodzina, dziewczyna, trochę znajomych. Wiedzą też niektórzy sąsiedzi. Plotka była tak szybka, że jedna pani zapytała moją mamę, czy mam koronawirusa, zanim jeszcze zadzwonili do mamy ze szpitala. Nie wiem, jak się ludzie takich rzeczy dowiadują.

A pan? Pan jak się dowiedział?
To była sobota (21 marca – red.), wracałem od mojego wujka do domu. Już wcześniej miałem kaszel, ale zaczął mnie porządnie męczyć. Choć brałem jakieś leki, to nic nie pomagało, co gorsza doszły duszności. Nie, nie przypuszczałem, że to może być koronawirus, ale już oczywiście wiedziałem o epidemii. W drodze zadzwoniłem na pogotowie. Pogotowie kazało mi dzwonić do sanepidu. Sanepid kazał mi iść do domu. Obiecał poinformować pogotowie, że coś mi dolega, że to może być koronawirus. No więc szedłem do domu, ale czułem się coraz gorzej… Na dodatek telefon mi padł i już nigdzie nie mogłem zadzwonić. Podszedłem więc do pierwszego lepszego bloku, nacisnąłem guzik w domofonie. Odezwała się jakaś pani, której powiedziałem, co się stało.

Powiedział pan, co się stało?
No tak. Że jestem podejrzanym o zakażenie koronawirusem, padł mi telefon i proszę, żeby zadzwoniła po pogotowie.

lubuskie
  • Zakażonych114 408
    + 740
  • Zmarło2 736
    + 0

14. miejsce pod względem liczby nowych zakażeń.

polska
  • Zakażonych:+33 480(4 886 154)
  • Zmarło:+33(105 194)
  • Szczepienia:+19 509(51 564 403)
więcej
Dane zaktualizowano: 31.01.2022, godz. 10:45 źródło: Ministerstwo Zdrowia

I?
I ta pani powiedziała, że oczywiście nie wpuści mnie do klatki, żebym zaczekał przed blokiem, a ona zadzwoni do szpitala. I po kilku minutach powiedziała mi przez okno, że oni mówią, że mam sam iść do szpitala. To było jednak zdecydowanie za daleko. Nie chcę mówić, gdzie mieszkam, ale niech pan mi wierzy, za daleko, żeby dojść do szpitala na własnych nogach. I powiedziałem to tej pani. Ona to przekazała dalej, bo w końcu przyjechała specjalna karetka do przewozu zakażonych koronawirusem.

W końcu?
Po około godzinie.

Co pan w tym czasie robił?
Nic. Siedziałem na ławce przed blokiem. Czekałem.

Sam? Z nikim pan się nie widział? Nie było przechodniów?
Nie. Było późno, gdzieś około 22.00. Nikogo już nie było.

Jak człowiek ma 21 lat, czuje się młodo. W tak młodym wieku dostać taką informację, to na głowę siada. Wiedzieliśmy już wszyscy jakie są konsekwencje tego wirusa. Że albo się z tego wyjdzie, albo nie. Tak, poleciały mi łzy.

Przyjechała karetka i…
...I lekarz z tej karetki trochę był zdziwiony, że ktoś mi kazał iść samemu do szpitala i czekać na tej ławce. A potem zabrali mnie do szpitala, tego zakaźnego, przy ul. Walczaka. W namiocie przy szpitalu przeprowadzono ze mną wstępny wywiad, zmierzono temperaturę, ciśnienie. Tu zacząłem jeszcze mocniej kaszleć. Z namiotu trafiłem na izbę przyjęć, gdzie pobrali mi wymaz na koronawirusa. Następnie trafiłem na salę obserwacyjną. W niedzielę około 19.00 dowiedziałem się, że jestem zakażony.

Jak?
To nawet dosyć ciekawe, bo od swojej mamy. Do rodziców zadzwonił sanepid, że nie mają dla nich dobrej wiadomości… Mama zadzwoniła do mnie, a dopiero później dowiedziałem się od lekarzy.

Reakcja?
Wie pan… Załamka była. Każdy płakał.

Pan też?
Tak, ja też. Jak człowiek ma 21 lat, czuje się młodo. W tak młodym wieku dostać taką informację, to na głowę siada. Wiedzieliśmy już wszyscy jakie są konsekwencje tego wirusa. Że albo się z tego wyjdzie, albo nie. Tak, poleciały mi łzy. Dziewczynie też, mamie…

Co się działo potem?
Natychmiast poproszono mnie o podanie wszystkich osób, z jakimi się stykałem w ostatnich dniach.

Dużo ich było?
Nie. Rodzice, rodzeństwo, wujek. Nawet dziewczyny w tym czasie osobiście nie widziałem. Wszyscy zostali objęci domową kwarantanną.

A pan?
Jak trafiłem na oddział ogólny, przeprowadzono mi też inne badania, np. RTG klatki piersiowej, żeby sprawdzić, czy nie mam innych problemów zdrowotnych, w tym z płucami, innych chorób, jak to teraz nazywają, współistniejących.

Miał pan?
Nie. Na szczęście poza koronawirusem nic nie miałem.

Zastanawiał się pan, skąd się to u pana wzięło?
Początkowo myślałem, że od kolegi, który na krótko przyleciał z Wielkiej Brytanii, żeby zabrać ubrania, bo już czuł, że zaraz pozamykają wszystkie granice. Ale on po powrocie z Polski miał w swojej firmie robione testy i okazało się, że jest zdrowy. Nie wiem więc, skąd ten wirus był u mnie. Nigdy się już nie dowiem, ale pewnie gdzieś zwyczajnie na mieście złapałem.

Długo trwała rozpacz?
Rozpaczą bym tego nie nazwał, ale faktycznie, łatwo nie było, nie mogliśmy dojść do siebie… Chyba po dwóch dniach zadzwoniłem do mamy, że trzeba się ogarnąć i żyć dalej, bo płaczem tego nie załatwimy.

I ogarnęliście się?
Tak, chyba tak. O wiele łatwiej było, gdy się okazało, że ani moi rodzice, ani rodzeństwo, ani wujek – nikt nie ma koronawirusa. Mieli tylko dwutygodniową kwarantannę domową, ale chory byłem tylko ja. Uspokoiliśmy się chyba trochę wszyscy, mnie to bardzo pomogło.

Dlaczego w Lubuskiem jest najmniej zakażonych koronawirusem?
Dlaczego w Lubuskiem jest najmniej zakażonych koronawirusem i zero ofiar śmiertelnych? Dane i opinie ekspertów

A jak pan się czuł fizycznie?
Nic mi się nie pogarszało. Miałem kaszel, ale duszności powoli się uspokajały, po pięciu – sześciu dniach czułem się już dobrze. W tych dniach jedynie skakała mi temperatura, raz była normalna, raz gorączkowałem. Najwięcej miałem 39,2.

W jaki sposób pana leczono?
Ani przez chwilę nie leżałem pod respiratorem i tak dalej, żadnych dramatycznych scen nie było. Trzy razy w dzień podawano mi po trzy tabletki: na śniadanie, obiad i kolację. Przeciwgorączkową, przeciwkaszlową i zdaje się na malarię, czy jakoś tak, ale tego pewien nie jestem. Czwarty raz w nocy. Były bardzo gorzkie, trzeba było jak najszybciej popić i połknąć, żeby nie czuć tego smaku, a i tak się nie udawało.

Miewał pan czarne myśli?
Nie, nie zakładałem, że w moim przypadku skończy się śmiercią. Przeciwnie, cały czas byłem dobrej myśli, gadałem z rodzicami, z dziewczyną, ze znajomymi, wszyscy mówili, żeby podejść do tego spokojnie. Że będzie dobrze. Radzili mi też, żebym się odciął od informacji.

Jakich?
Wszystkich o koronawirusie. Zarówno o tym, jak to się kończy, jak i o tych, że mogłem zarazić więcej osób. Przykre były tak naprawdę te drugie. Czytałem w internecie o sobie dyskusje pod hasłem: ciekawe, ile osób zaraził. Pojawiały się komentarze, że chodziłem po całym Gorzowie i zarażałem. Pisali to ludzie, którzy nic o mnie nie wiedzieli, a mieli najwięcej do powiedzenia. Prawdę znali przecież tylko najbliżsi, paru znajomych i pani od domofonu.

Jak pan spędzał czas?
W szpitalu mogłem chodzić, ale jedynie po swojej sali. Łazienkę miałem swoją, też w sali. Na korytarz wychodziłem tylko po jedzenie, ale tylko za drzwi, stało na stoliku. Sala była trzyosobowa, wielkości średniego pokoju. Byłem na niej sam. Na początku mi to nie przeszkadzało, myślałem głównie o tym, żeby zwalczyć wirusa. Po kilku dniach marzyłem, żeby wyjść choć na korytarz. Nie miałem z kim pogadać, jedynie przez telefon, no i z pielęgniarkami.

Widział pan twarze?
Przez 12 dni widziałem tylko ludzi w kombinezonach, maseczkach, okularach, przyłbicach. Żadnej twarzy, chyba, że w telefonie albo swoją w lustrze. Mogłem wezwać lekarzy za pomocą specjalnego przycisku albo normalnie przez telefon, ale oni byli ubrani jak inni.

Nużące?
Tak. Chodziłem dużo w kółko, oglądałem filmy na telefonie, spałem. Czas się bardzo dłużył, dni się zlewały, niby był poniedziałek, a tak naprawdę niedziela.

Kiedy panu przyszło do głowy, że idzie ku dobremu?
Jak przestałem mieć kaszel i duszności, ciężko mi powiedzieć, kiedy dokładnie, pomyślałem: chyba z tego pomału wychodzę. I tak było. Dla pewności zrobili mi trzy wymazy, ale jeden wskazywał wynik niepewny, więc doszedł czwarty. 2 kwietnia przyszedł lekarz i powiedział, że wyniki są dobre. Że wychodzę.

Wielka to była radość?
Zadowolenie, że jestem zdrowy i skończy się siedzenie w samotności tak, było. Jednocześnie był strach.

Strach?
Że pod szpitalem stoją dziennikarze, że ktoś mnie sfilmuje, zdjęcie zrobi, wrzuci do sieci. Ale udało się. Policja na prośbę personelu pilnowała, żeby nikt niepowołany w tym czasie nie wszedł, a ja wyszedłem ze szpitala jakby nigdy nic, w maseczce. Wsiadłem do samochodu, zwykłej osobówki, i zawieziono mnie do domu.

A tu? Okrzyki radości były?
Na spokojnie, raczej ulga niż okrzyki. Przede wszystkim jednak zgodnie z zaleceniami szpitala wszystkie ciuchy musiałem od razu zdjąć i wrzucić do pralki.

A teraz co pan porabia?
W piątek (16 kwietnia – red.) kończę dwutygodniową kwarantannę. Zwyczajną, jak dla tych, co wracają z zagranicy. To oczywiście o wiele lepsze niż leżenie w szpitalu. Jest z kim pogadać, można robić, co się chce.

Jestem zdrowy. Nie zarażam. Szpital do mnie dzwonił, czy chcę oddać osocze, więc znów mnie zbadają, ale to wynika z procedur, a nie z jakiejś niepewności.

Jest pan zdrowy? Nie ma co do tego żadnej wątpliwości?
Jestem zdrowy. Nie zarażam. Szpital do mnie dzwonił, czy chcę oddać osocze, więc znów mnie zbadają, ale to wynika z procedur, a nie z jakiejś niepewności.

Czyli odda pan?
Skoro mam w sobie lekarstwo i mogę kogoś uratować czy ulżyć mu w chorobie, to jasne.

A po kwarantannie co pan planuje?
Oficjalnie od piątku będę mógł wychodzić z domu – na takich zasadach jak inni. Pewnie, chcę wyjść, i wyjdę, chyba po zakupy, może zrobię też babci, ale żadnych szaleństw nie planuję. W czwartek zadzwonię do szefa zapytać, czy mam pracować już od piątku, czy dopiero od poniedziałku.

Koronawirus coś w panu zmienił?
Wie pan, jak słyszałem o koronawirusie, byłem jak wszyscy i zakładałem, że OK, gdzieś tam jest, nawet jest groźny, ale przecież nie tu, nie w Gorzowie, a już na pewno nie dla mnie, 21-latka. Dziś inaczej patrzę na tę chorobę. Wiem, że jest groźna i może się trafić każdemu. Wszędzie. Nawet po epidemii więcej będę uważał w komunikacji miejskiej, sklepach, na stadionach, w parkach czy galeriach. Będę po prostu ostrożniejszy nawet, gdy przepisy nie będą już tego wymagały.

Zmieni pan coś w swoich planach życiowych?
Mam 21 lat i czas na planowanie życia. Chyba mi to wystarczy.

Inna Polska. Marzec 2020. Tak koronawirus zmienił Lubuskie:

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorzowwielkopolski.naszemiasto.pl Nasze Miasto