Pięć lat minęło od chwili, gdy willa na bulwarze za 500 tys. zł trafiła w prywatne ręce (umowę podpisano w styczniu 2010 r.) . Miała być wisienką na torcie. A jest? - Wrzodem na nie powiem czym. No jak to wygląda? Tyle lat? Miała wyprzedzić otwarcie bulwaru. Tymczasem bulwar gotowy, a willa niszczeje na oczach całego miasta - powiedział „GL” spotkany nad rzeką Bartłomiej Wilczak.
Ma sporo racji. Bo zgodnie z umową - zawartą pomiędzy miastem a biznesmenem z branży gastronomicznej - remont powinien być zakończony w cztery lata. Czyli od roku powinien być tu hotel z kawiarnią. Tym bardziej, że projekt przebudowy jest gotowy.
Robił go Krzysztof Grzegorzewski. Na grafikach całość wygląda znakomicie. - Też czekam na ten moment. Chciałbym, by remont już ruszył - mówił nam wczoraj architekt.
Sąd każe zaczekać
Miasto, zniecierpliwione, zaczęło naliczać umowne kary. - Dotyczą okresu od grudnia 2011 do marca 2013 - powiedziała nam wczoraj dyrektor miejskiego wydziału nieruchomości Barbara Napiórkowska. To 60 tys. zł (pisaliśmy o tym w „GL” ostatnio w zeszłym roku). Jednak wezwania do zapłaty nic nie dały, więc urząd poszedł do sądu. A ten... zawiesił postępowanie. Okazuje się bowiem, że przedsiębiorca nie ruszył z remontem z ważnego powodu: walczy z wykonawcą remontu bulwaru o odszkodowanie za... zniszczenie willi! - Potwierdzam. Sprawa jest w sądzie, ciągnie się. Ale to nie rozmowa na telefon - powiedział nam wczoraj biznesmen. Obiecał, że czas na spotkanie znajdzie w przyszłym tygodniu.
Jak dowiadujemy się nieoficjalnie, nie rusza z remontem, by swoimi pracami nie „naprawić” przy okazji zniszczeń zrobionych - jak zapewnia - przez wykonawcę nadwarciańskiego bulwaru.
Za Wartą też problem
Podobny problem miasto ma na Zawarciu. Tam w prywatne ręce w sierpniu 2011 r. poszedł czerwony spichlerz. Zniszczony zabytek miał być uroczym hotelikiem, ale dalej jest ruiną.
Próbowaliśmy wczoraj porozmawiać z właścicielem . Ale od kiedy trzy lata temu obiecał remont i nie dotrzymał sowa, unika rozmów z „GL”. Nie odpowiada nawet na SMS-y.
Kontaktu z nim nie ma też urząd. - Ten nabywca również zobowiązany został w umowie do rozpoczęcia prac remontowych w terminie dwóch lat i zakończenia tych prac w terminie czterech lat - przyznaje dyr. Napiórkowska. A że słowa nie dotrzymał, obciążono go 50 tys. zł kary umownej „za rok zwłoki z tytułu nierozpoczęcia prac remontowych w wyznaczonym terminie”. Nic poza tym zrobić się nie da.
Czy miasto wyciągnęło naukę z tych dwóch przypadków? - Jedyną naszą bronią są umowy. Dlatego zapisujemy w nich kary. Potem możemy je ściągać, co staramy się robić - dodaje szefowa wydziału nieruchomości. - To może zapisać w umowie zwrot nieruchomości, jeśli nie będzie ona remontowana? - dopytywała „GL”. - Chcielibyśmy, ale prawo nie daje takiej możliwości - odpowiedziała.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Dzieje się w Polsce i na świecie – czytaj na i.pl
- Polski samolot musiał nagle lądować na Islandii. Nerwowa sytuacja na pokładzie
- Gwiazdy „Pulp Fiction” na 30. rocznicy premiery filmu. Niektórych zabrakło
- Kokosanka pingwinem roku. Ptak z gdańskiego zoo bije rekordy popularności
- Sto dni do rozpoczęcia Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Co mówią mieszkańcy Paryża?