Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Żużlowe derby lubuskie. Rywalizacja Stali Gorzów i Falubazu Zielona Góra spisana w książce

Jarosław Miłkowski
Jarosław Miłkowski
Robert Borowy to dziennikarz „Echa Gorzowa”, były współpracownik GL. Jest też autorem siedmiu książek o historii żużla. Książkę "Żużlowe derby lubuskie" będzie można kupić przy okazji Grand Prix w Gorzowie na stoisku Wiesława Dobruszka.
Robert Borowy to dziennikarz „Echa Gorzowa”, były współpracownik GL. Jest też autorem siedmiu książek o historii żużla. Książkę "Żużlowe derby lubuskie" będzie można kupić przy okazji Grand Prix w Gorzowie na stoisku Wiesława Dobruszka. Jakub Pikulik
- Tęsknię za derbami, ale za tymi z czasów, gdy zespoły składały się z miejscowych zawodników - mówi Robert Borowy. Właśnie ukazała się jego książka „Żużlowe derby lubuskie”. Są w niej historie, w które kibicom Stali i Falubazu może być trudno uwierzyć...

Jakimi prawami rządzą się derby?
- Derby to coś więcej niż sport... Przynajmniej w naszym regionie, który przecież powstał zaraz po wojnie. Szukał on wtedy swojej tożsamości, a pierwszym tego przejawem był sport, a w tym sporcie - piłka nożna i żużel. Żużel stał się jednak wizytówką, a derby stały się czymś więcej niż rywalizacja sportowa. Zdaniem niektórych była to nawet walka polityczna dwóch stron, czyli północy i południa. Gorzów zawsze czuł się bowiem pokrzywdzony i miał do Zielonej Góry pretensje, że jest tym mniejszym miastem w województwie zielonogórskim. W rzeczywistości Gorzów był jednak tym większym i gorzowianie próbowali to udowadniać na arenach sportowych, m.in. na torze.

Stal Gorzów i Falubaz Zielona Góra rywalizowały ze sobą już 102 razy.
Stal Gorzów i Falubaz Zielona Góra rywalizowały ze sobą już 102 razy. Z archiwum Roberta Borowego

Od początku lubuskie derby żużlowe były świętą wojną?
- Zawodnicy, którzy startowali w derbach w latach 60. i na początku 70., mówili, że nie wyczuwali żadnej niezdrowej rywalizacji między sobą. Zawodnicy z Gorzowa i Zielonej Góry utrzymywali ze sobą dobre kontakty, jeździli na obozy, pomagali sobie przy sprzęcie. Zielonogórzanie mówili nawet, że gorzowianie ich wszystkiego nauczyli. Pierwsze derby były więc takie także na torze. Dziesięć pierwszych meczów Stal wygrała i poza jednym, w 1960 roku, były to zwycięstwa wysokie. Takim punktem, gdy na trybunach zrobiło się gorąco, był sezon 1978. Wtedy doszło do poważnych rozrób na stadionie w Zielonej Górze. Sam byłem na tych derbach ze swoim ojcem i pamiętam, jak uciekaliśmy sprzed stadionu samochodem, by nie dostać kamieniami.

A co takiego się stało, że były aż takie zamieszki?
- Już w trakcie meczu dochodziło do awantur i bijatyk na stadionie. Wtedy nie było podziału na sektory gospodarzy i sektor gości. Było jednak widać, kto cieszy się ze zwycięstw Gorzowa, a kto ze zwycięstw Zielonej Góry.
W ogóle to cały mecz zaczął się bardzo nerwowo, bo od dwóch poważnych wypadków. W biegu I Edward Jancarz starł się z Aleksandrem Grygorem, który odniósł tak poważną kontuzję, że już nigdy nie wrócił na tor. Później też było dużo wypadków, w których głównie upadali na tor gorzowianie lub byli ich sprawcami i już to podsycało nerwową atmosferę. Oprócz tego był to też mecz ligowy, w którym po raz pierwszy w barwach Stali pojechał Bolesław Proch, który w barwach Falubazu jeździł do 1975 roku. W 1976 przeszedł on do Stali Gorzów, ale został na cały sezon zawieszony i nie mógł jeździć w Polsce, a w kolejnym sezonie nie było meczu ligowego, bo Falubaz jeździł w niższej lidze.

W 1977 był tylko mecz towarzyski. Przyszła na niego grupa kibiców, która przygotowała się na „przywitanie” Procha. On natomiast podczas prezentacji, gdy spiker miał już wyczytać jego nazwisko, założył na uszy słuchawki i wszyscy tak parsknęli śmiechem, że już nikomu nie chciało się gwizdać.

Pierwszy raz zielonogórzanie wygrali ze Stalą w 1972. Jak to zwycięstwo przeżywali kibice z Zielonej Góry?
- Na pewno przeżywała to „Gazeta Lubuska”, bo czerwonymi literami napisała tytuł: „Sensacyjne zwycięstwo Zgrzeblarek”. Jak mi opowiadali zawodnicy z tamtych lat: Jerzy Padewski, Andrzej Pogorzelski, Marek Towalski, Zbigniew Filipiak, Jan Krzystyniak czy Andrzej Huszcza, derby były wtedy tylko na trybunach. Zawodnicy czuli jednak presję otoczenia. Drużyny składały się z miejscowych zawodników. Mówiło się więc, że można przegrać każdy mecz, ale nie derby.
W drugiej połowie lat 70. do rywalizacji doszły jeszcze czynniki polityczne. Politykom z północy zależało, żeby Stal dominowała nad Zieloną Górą, bo od 1975 roku to była już rywalizacja województw.

Derby się zmieniły, gdy z jednego wspólnego województwa powstały dwa odrębne?
- Właśnie wtedy to te derby się zaczęły. Emocje jeszcze bardziej rosły.

W 1982 roku w Gorzowie żużlowcy Falubazu wystąpili w derbach w plastronach Stali. Pod koniec lat 70. Edward Jancarz miał okazję wystartować w plastronie
W 1982 roku w Gorzowie żużlowcy Falubazu wystąpili w derbach w plastronach Stali. Pod koniec lat 70. Edward Jancarz miał okazję wystartować w plastronie w Falubazu w... Anglii Z archiwum Roberta Borowego

W ostatnich kilku-kilkunastu latach kibice dosyć często używali zwrotu „W Lubuskiem bez zmiany. Stal Gorzów/Falubaz pany”. Kilkadziesiąt lat temu było podobnie?
- Hasła były bardzo ciekawe. Były one robione ręcznie, na prześcieradłach, które były deficytowe. Ja sam pamiętam, że gdy wjechałem kiedyś do Zielonej Góry, to zobaczyłem napis: „Gorzowianie pijcie mleko, druga liga niedaleko”.
Pomysłowość była rożna. W czasach, gdy istniały osobno bilety tramwajowe i autobusowe, moi znajomi przeszli kiedyś przez cały gorzowski stadion z wymalowanym na kartonie biletem tramwajowym. Było z tego dużo śmiechu, bo przecież nawiązywało do tego, że Gorzów ma tramwaje, a Zielona Góra - nie. Nawet późniejszy prezes Stali Ireneusz Maciej Zmora przyznał, że w latach 80. na meczach derbowych chodził z ultrasami po ,,fanty’’ do sektora kibiców Falubazu.

Ja pamiętam opowieść o tym, gdy dziennikarz ogólnopolskiej gazety sportowej dostał manto od kioskarza, bo poprosił w Zielonej Górze o bilet tramwajowy. Biedny - nie wiedział, że w mieście są tylko autobusy...
- Takich historii było więcej. Jeden z zawodników Stali opowiadał mi, że kiedyś gorzowski klub postawił autobus pod komisariatem milicji w Zielonej Górze, a po powrocie nie było w autobusie szyb. Z kolei jeden z gorzowskich kibiców opowiadał mi, że kiedyś cała kawalkada samochodów jechała do Zielonej Góry, w każdym miasteczku po drodze stała milicja, a gdy kibice dojechali na stadion, dowiedzieli, że mecz został odwołany... już rano. Szlag ich trafił, bo milicja wiedziała o tym i nie dała znać, by kibice nie jechali. Zielonogórscy milicjanci cieszyli się z tego, że gorzowianie jadą na darmo.

Rozmawiamy o derbach od kilku minut, a w zasadzie to mówimy o całej otoczce, a nie o sporcie. Może zatem sport jest tylko pretekstem do tego wszystkiego wokół derbów?
- Gdy już się skończyły mecze z udziałem gorzowskich i zielonogórskich zawodników, a w obu zespołach pojawili się zawodnicy z zewnątrz, to powtarzali oni, że punkty za zwycięstwo w derbach to są te same dwa punkty, jak za zwycięstwo z innymi zespołami. Dla nich ta otoczka już nie miała takiego znaczenia.

Otoczka związana z derbami zależała od aktualnej atmosfery panującej w klubie. Tomasz Walczak, były kierownik Falubazu, zwrócił uwagę, że w czasie, gdy prezesami klubów byli Robert Dowhan i Władysław Komarnicki, jakoś się dużo wokół derbów działo. Nie zawsze było to fajne, ale się działo. Gdy przyszli kolejni prezesi, ta atmosfera wygasła i derby stały się meczami o dwa czy trzy punkty. Emocje derbowe są więc najczęściej kreowane przez otoczenie.

Można powiedzieć, że derby się skończyły?
- Nie. Derby miały swoje fale. Po spadku Falubazu w 2001 roku do awansu… Stali w 2008 roku derbów praktycznie nie było. Owszem, drużyny spotkały się czterokrotnie w 2006 roku w niższej lidze, ale przewaga zielonogórzan była dosyć wyraźna i to już nie było to. Emocje wokół derbów wróciły, gdy kilkanaście lat temu Stal na dobre zadomowiła się po powrocie do ekstraligi. Ostatnio znowu jednak wygasły. Myślę, że za jakiś czas ponownie wszystko, co fajne, powróci.

Gdyby Falubaz awansował do ekstraligi i zakontraktował Bartosza Zmarzlika, to pewnie te emocje wróciłyby z wielką siłą...?
- Myślę, że tak..., choć nie wierzę, że Zmarzlik poszedłby od razu do Falubazu [śmiech]. Ta derbowa atmosfera wynika także z pozycji drużyn w tabeli. Jeżeli jedna drużyna była na topie, a druga w ogonie, to niemal nikt nie interesował się wynikami, a emocje były wygaszone. Derbowa atmosfera była wtedy, gdy walka między obiema drużynami szła na noże i nie można było przewidzieć wyniku spotkania.

Mieliśmy przypadki, gdy derby decydowały o czymś ważnym?
- Już jedne z pierwszych derbów, a konkretnie piąte i szóste derby w historii, to były baraże o miejsce w krajowej elicie. Zielona Góra była drugim zespołem II ligi, Stal siódmym I ligi i obie drużyny spotkały się w barażach. Kolejne bezpośrednie mecze o coś, były dopiero w 2017, gdy obie drużyny walczyły o brązowy medal.

Czasami zdarzało się jednak, że derby - w ramach kolejki ligowej - miały wpływ na medale czy spadek. Tak było w 1998, gdy Stal wygrywając derby, pozbawiała Falubaz szans na utrzymanie się w lidze. Po powrocie Stali do ekstraligi było też kilka spotkań decydujących o awansie do kolejnej rundy play off. Z kolei dwa mecze - w 1981 i 1982 - zdecydowały o tym, że Falubaz zdobył mistrzostwo Polski. W 1981 Falubaz, po wygraniu w Poznaniu ze Stalą, osłabioną brakiem Bogusława Nowaka i Jerzego Rembasa, w następnej kolejce świętował już złoty medal. Gdyby jednak to Stal ten mecz wygrała, to ona by cieszyła się z tytułu.
Podobnie było w 1982, gdy pod koniec sezonu Falubaz przyjechał do Gorzowa, zapomniał plastronów i wyjechał na tor w plastronach Stali z lat 70., które przynosiły wiele szczęścia gorzowianom. Falubaz wtedy po raz pierwszy wygrał w Gorzowie i właściwie to zwycięstwo poprowadziło ich do tytułu mistrza Polski.

By wygrać derby, obie drużyny uciekały się przez lata do różnych zagrywek, które dziś można wspominać z uśmiechem.
- Tych zagrywek było dużo, zapewne do nas dotarł jedynie niewielki ułamek tych ciekawostek. Dawni działacze obu zespołów nie kryją, że jadąc na tor przeciwnika już od Międzyrzecza dzwonili do sędziów i mówili, że tor jest nieregulaminowy, choć jeszcze nawierzchni na oczy nie widzieli. W tej zagrywce chodziło o to, żeby sędzia dla świętego spokoju nakazał wyjazd traktora na tor i żeby w ten sposób zamieszać trochę gospodarzom w ustawieniach motocykli. Takie zachowania były naturalne. Był też choćby słynny upadek Adama Strzelca z Falubazu, żeby przerwać mecz. Kierownik zielonogórskiej wprost prosił go, żeby się położył i mecz można było przerwać. W efekcie spotkanie rozegrano trzy dni później, a Zielona Góra i tak dostała spore baty, bo akurat w tym czasie była nieco słabsza. Innym razem jeden z fizjoterapeutów zielonogórskich przebrał się za mechanika i chodził po parkingu w kamerką ukrytą w okularach, co chwila nagrywając, co się dzieje w obozie gorzowskim. Został jednak namierzony i wyproszony z parkingu.

Wspólna fotografia obu drużyn? To nie częsta rzecz. To zdjęcie zrobiono przed derbami w 1992 w Zielonej Górze.
Wspólna fotografia obu drużyn? To nie częsta rzecz. To zdjęcie zrobiono przed derbami w 1992 w Zielonej Górze. S. Malas

Gorzowianie też pewnie mają coś za uszami?
- Hitem był wyjazd gorzowskich działaczy do Zielonej Góry, którzy wdrapali się na drzewa i oglądali przygotowanie toru. Potem zrobili z tego notatki, które oczywiście nic nie pomogły. Stal przegrała. Mało kto wie też o okolicznościach z sezonu 2011, gdy mecz w półfinale rundy play off trzeba było przerwać, bo nad stadion nadciągnął pogodowy armagedon. Pierwotnie ten mecz miał się odbyć jako pierwszy w ciągu dnia, a nie jako drugi. Ówczesny prezes Stali Gorzów był jednak tego dnia w Dąbrowie Górniczej po odbiór pięknego medalu „Kropla Życia”, przyznanego mu przez Fundację im. Agaty Mróz-Olszewskiej i poprosił ustalających terminarz, by zamienili godziny spotkań. Przyleciał awionetką do Różanek i stamtąd pojechał na stadion. Zdążył w ostatniej chwili, ale pogoda nie chciała czekać i mecz trzeba było przerwać po ośmiu biegach. Stal nie wypracowała większej przewagi i w konsekwencji to Falubaz awansował do finału, w którym zdobył złoto.

O derbach lubuskich wiele razy mówiło się w całej Polsce. I to niekoniecznie z powodów sportowych...
- Michał Kugler, były wiceprezes Stali, zwrócił kiedyś uwagę na to, że derby w ostatnim 15-leciu miały ogromnego pecha. Nie dość, że kilka razy trzeba było je przekładać lub przerywać z powodu deszczu, to jeszcze trzy tragiczne zdarzenia, jakie w polskim żużlu miały miejsce w krótkim odstępie czasu, miały wpływ na derby. Najpierw śmierć Lee Richardsona, potem śmierć Grzegorza Knappa, a na końcu tragiczny wypadek Krystiana Rempały. Wypadki wszystkich tych trzech żużlowców miały miejsce w dniu, w którym były rozgrywane derby. Te wszystkie okoliczności nakładały się zatem na spotkania Stali i Falubazu, a w pierwszym przypadku zakończyło się nawet przerwaniem meczu i wielką awanturą. Wtedy padły słynne słowa prezesa Roberta Dowhana, który zwrócił się do swoich zawodników: „Nie jedźcie, bo cała Polska mi napier...”. Owszem, prezesi swoje do otoczki derbowej dokładali, ale trzeba spojrzeć obiektywnie, że nie zawsze wynikało to z zachowań jednego czy drugiego sternika klubu, ale z zewnętrznych okoliczności.

Dlaczego lubuskie derby mają zupełnie inny smak niż derby kujawsko-pomorskie z udziałem Polonii Bydgoszcz i Apatora Toruń?
- Być może wynika to z tego, że przez wiele lat Stal i Falubaz walczyły o medale. Tak było w latach 80., tak było też od 2011. Stal i Falubaz mają wiele medali. Do dziś obie drużyny nie pojechały jednak razem w finale, a tylko raz rywalizowały o brązowy medal. Być może wynika to też z tego, że w Lubuskiem jest mniej innego sportu na wysokim poziomie i my potrafimy promować te żużlowe derby.

Gdybyś miał wskazać derby, które najbardziej zapadły w pamięć, to które to będzie spotkanie?
- Dla mnie osobiście to będzie mecz z sezonu 1984 i starcie w Zielonej Górze, które zakończyło się zwycięstwem Stali 45:44. Gorzowianie nie byli faworytem tego spotkania. Stadion przy Wrocławskiej był tak nabity, że szpilki nie szło wcisnąć, a dramaturgia pojedynku była niesamowita. Ostatni wyścig był rozgrywany na trzy razy. Najpierw było kontrowersyjne wykluczenie Krzysztofa Grzelaka ze Stali. Natomiast w drugim podejściu Bogusław Nowak musiał przywieźć remis, żeby gorzowianie wygrali. Nowak prowadził, jechał po szerokiej, a Andrzej Huszcza dojeżdżał do niego i tak w którymś momencie dojechał, że w niego wjechał. Nowak wywrócił się, z głowy spadł mu kask, a prowadzący relację radiową Tadeusz Cegielski powiedział w tych emocjach, że głowa toczy się po torze. To usłyszała mama Nowaka, która była załamana. W wyniku tego wypadku Nowak pojechał do szpitala, Huszcza został wykluczony, a w powtórce za Nowaka jechał Mieczysław Woźniak ze Stefanem Żeromskim. Żeromski wygrał start, ale od początku zwalniał, żeby Woźniak do niego dojechał i być może sprowokować jakiś upadek. Woźniak zamykał gaz, a z parkingu mu tylko machali, żeby jeszcze wolniej jechał.

Skąd właściwie pomysł, by o derbach napisać książkę?
- Jestem gorzowianinem, urodzonym w Kożuchowie i mieszkańcem Lubuskiego. Uważam, że jeśli nasze pokolenie nie pozostawi następnym pokoleniom historii miasta czy regionu - w różnych dziedzinach - to następne pokolenia będą ubogie i nie będą znały historii. Będzie im łatwiej sięgnąć po książki „prehistoryczne” opisujące powstanie Landsberga, a nie będą znały historii swoich dziadków czy pradziadków. Do dziś nie ma książek bogato opisujących choćby historię takich zakładów jak Stilon czy Ursus.

Zawodnicy obu drużyn często darzą się sympatią. Tak nie zawsze jest z kibicami. To zdjęcie Piotra Śwista (z lewej) i Andrzeja Huszczy ponad 30 lat temu
Zawodnicy obu drużyn często darzą się sympatią. Tak nie zawsze jest z kibicami. To zdjęcie Piotra Śwista (z lewej) i Andrzeja Huszczy ponad 30 lat temu wywołało spore emocje. Mirosław Wieczorkiewicz

To dopiero pierwsza część historii derbów...
- Można powiedzieć, że są dwie, przy czym pierwsza część już jest wydrukowana. Można ją zakupić przez internet (adres: ksiazkizuzlowe.pl). Druga część ukaże się w ciągu najbliższych tygodni, w wakacje. Cieszę się, że udało się ją wydać, bo dziś jest to trudne. A bez pomocy mecenasów nie byłoby to możliwe. Mecenasem pierwszej części jest prezydent Gorzowa. Mecenasem drugiej, jeśli tylko zechce, może być prezydent Zielonej Góry, do którego wysłałem propozycję, ale nie było jeszcze odzewu.

Stal jeździ w tym sezonie w wyższej lidze niż Falubaz. Tęsknisz już za derbami?
- Tęsknię. Ale za tymi z czasów, gdy zespoły składały się z miejscowych zawodników. Gdy Edward Jancarz walczył z Andrzejem Huszczą, Maciej Jaworek z Jerzym Rembasem, Piotr Świst ze Sławomirem Dudkiem a Ryszard Franczyszyn z Jarosławem Szymkowiakiem. Dobrze by było, gdyby znów doszło do derbów. Mam jednak wrażenie, że to już jednak będą zwykłe mecze ligowe.

A właściwie to kto najtrwalej zapisał się w historii derbów?
- Zdecydowanie najwięcej punktów ma Andrzej Huszcza. Zdobył ich 443 i jeszcze dołożył 23 bonusy.

Czytaj również:
100. derby lubuskie. Jakie prawa rządzą derbami?

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorzowwielkopolski.naszemiasto.pl Nasze Miasto