Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Powalony na łopatkę, czyli jak pani ekspedientka przeczołgała mnie na mięsnym (i co z tego wynikło)

Zbigniew Borek
Kupno kawałka zmielonego mięsa czasem zamienia się w nie lada wyczyn. Zwłaszcza, gdy za ladą stoi ekspedientka twarda jak sucha krakowska.

- Poproszę o kilogram mielonej łopatki.
- Nie mogę zmielić.
- Dlaczego?
- Mam umytą maszynę.
- Ale jest przecież godzina 19.55.
- No właśnie.
- Zamykacie o 21.00 czy mi się wydaje?
- Tak, zamykamy o 21.00.
- I o 19.55 nie zmieli pani kilograma łopatki, bo umyła pani maszynę?
- Tak, nie zmielę.
- Ja bym jednak prosił, żeby pani zmieliła, skoro stoisko jest czynne do 21.00. Nie prosiłbym o to pięć czy piętnaście minut przed zamknięciem. Teraz jednak proszę.
- Już panu powiedziałam, że nie zmielę. Mogę panu sprzedać kilogram niezmielonej.
- Poprosiłbym jednak, żeby pani zmieliła, skoro oferujecie państwo taką usługę.
- Nie. Już panu mówiłam, że nie zmielę o tej porze.
- A nie sądzi pani, że należałoby przynajmniej postawić na ladzie albo wywiesić na ścianie tabliczkę z napisem: „nie mielimy mięsa na godzinę i pięć minut przed zamknięciem”?
- Nie ma takiej potrzeby.
- Dlaczego?
- Bo wszyscy nasi klienci o tym wiedzą.
- Ja nie wiem. To znaczy, że nie jestem klientem?
- Ale ja pana nie znam.
- I w związku z tym nie zmieli pani mięsa?
- Nie zmielę. Mogę panu sprzedać niezmielone.

- Trudno. Chciałbym jednak, żeby pani wiedziała, że poinformuję o tym pani przełożonego, właściciela czy ajenta sklepu i firmę, którą sklep reprezentuje.
- Ależ proszę bardzo.
- Proszę w takim razie podać informację, kto jest pani przełożonym czy właścicielem sklepu.
- Nie widzi pan (pani wskazuje logo Sokołowa wiszące na ścianie)?
- Żartuje pani? Mam dzwonić czy pisać maile do logotypu?
- Dlaczego żartuję? To jest właściciel.
- Ale pan czy pani Sokołów? Chciałbym, żeby mnie pani poinformowała, do kogo konkretnie mogę złożyć skargę na pani postępowanie.
- A słyszał pan o RODO? Sokołów. Po prostu.
- RODO zabrania pani podać informację, do kogo mam złożyć skargę?
- Tak.
- To proszę podać telefon lub adres e-mail do tego kogoś. Bez nazwiska.
- Ale przecież pan widzi.
- Co?
- To (pani wskazuje logo Sokołowa wiszące na ścianie).
- Czyli nie poda pani konkretnej informacji?
- Przecież podałam (uśmiech).
- A sama się pani przedstawi, żebym wiedział, kto mnie tak uprzejmie traktuje?
- Ja?!
- Tak, pani.
(Szeroki uśmiech).
Kurtyna.

PS Stoisko Sokołowa w Kauflandzie przy ul. Matejki w Gorzowie niniejszym skreślam z listy miejsc, gdzie robię zakupy. Kauflandu nie skreślam, bo oni Sokołowowi tylko dzierżawią miejsce. Nad kupowaniem jakiegokolwiek produktu Sokołowa jeszcze się zastanawiam, bo bardzo się wzruszyłem, czytając na stronie internetowej tej firmy: „Zadowolenie klienta jest stawiane przez Sokołów S.A. zawsze na pierwszym miejscu. Do priorytetów Spółki należy również: budowanie zaufania klientów poprzez poznawanie i spełnianie ich wymagań oraz oczekiwań”.

Znajomi ślą mi serduszka i nazywają mnie fighterem
Taki wpis zamieściłem na swoim profilu facebookowym. Odbił się sporym echem. Do chwili obecnej – a gdy to piszę, jest środa 17 października - 30 osób go udostępniło, 112 zareagowało (przy użyciu kciuka uniesionego w górę, paszczy roześmianej, paszczy zapłakanej, paszczy zdziwionej, a nawet serduszka). 52 osoby sprawę skomentowały.

Moi facebookowi znajomi (nieznajomi też) w tych komentarzach gratulowali mi nie tylko cierpliwości, ale i odwagi (Fighter! – napisał jeden z nich). Delikatnie sugerowali, że pewnie byłem bez krawata. Dobrodusznie radzili, żebym sobie kupił maszynkę do mięsa i zmielił w domu (choć znalazł się i taki, który zaprosił mnie do swojej restauracji na gotowe).

Top 10 restauracji w Gorzowie według portalu TripAdvisor! [ZDJĘCIA]

Pod moim postem o niezmielonej łopatce wywiązała się dyskusja o: RODO, Unii Europejskiej, a nawet o kondycji piłkarskiego Stilonu Gorzów. Wielu uczestników dyskusji dzieliło się swoimi spostrzeżeniami na temat zakupów – nie tylko mięsa, ale nawet lodówek.

Pojawiały się pytania natury filozoficznej, w stylu: czy my, klienci, jesteśmy podmiotem handlu, czy może jednak wciąż – jak za komuny - przedmiotem.
Innymi słowy: czy nos jest dla tabakiery, czy tabakiera dla nosa.

Piszę. Nie na Berdyczów, ale do Sokołowa
Uczestniczyłem w tej dyskusji, ale też uznałem, że nie mogę zawieść Pani Ekspedientki i złamać danego jej słowa. Jeszcze więc tego samego wieczoru, kiedy nie było mi dane kupić zmielonej łopatki, znalazłem w necie adres skrzynki, na którą klienci Sokołowa mogą się poskarżyć. I wysłałem mail. „Poniżej jest opis rozmowy, jaką miałem przyjemność odbyć we wtorek z Panią pracującą na Państwa stoisku (firmy Sokołów w Kauflandzie przy ul. Matejki). Będę wdzięczny za informację, czy w ocenie Państwa postępowanie Pani Ekspedientki było prawidłowe, a jeśli tak, to czy macie Państwo w planie zamieszczenie na stoisku tabliczki z informacją, że nie można tu mielić mięsa na 65 minut przed zamknięciem” – napisałem, zamieszczając zapis dyskusji.

Z niektórymi znajomymi na fejsie trochę się nabijaliśmy, że to będzie jak pisanie na Berdyczów (czyli nigdzie, bo poczta funkcjonowała tam na odczepnego – ale tylko potocznie, bo w rzeczywistości była OK). Od razu odpowiedział mi jednak automat z Sokołowa: że sprawą się zajmą i mam czekać. A dwa dni później odpisał mi już człowiek („z wyrazami szacunku”): Maciej Piotrowski, specjalista ds. reklamacji w firmie Sokołów.

Napisał tak: „Szanowny Panie. Jeszcze raz bardzo dziękujemy za zgłoszenie dotyczące nieprawidłowej obsługi w naszym sklepie oraz przepraszamy za niedogodności z nią związane. Sprawa została już przeanalizowana przez osoby odpowiedzialne za nadzór nad naszymi Sklepami Własnymi. Skontaktowano się z kierownictwem sklepu. Sprzedawczyni potwierdziła, iż opisana sytuacja faktycznie miała miejsce. Wyjaśniono z nią tę sprawę i upomniano ją. Nie ulega wątpliwości, że sytuacja taka nie powinna była się zdarzyć. Wierzymy, że podjęte przez nas działania nie dopuszczą do podobnych zdarzeń w przyszłości. W podziękowaniu za poinformowanie nas o problemie oraz z szacunku do Pana jako naszego Klienta, proponujemy dostarczenie w ramach zadośćuczynienia paczki rekompensacyjnej – z przyjemnością dołączymy do niej kawałek zmielonej łopatki oraz kilka gadżetów ułatwiających jej przygotowanie. Jeśli jest Pan zainteresowany takim rozwiązaniem sprawy, prosimy o podanie danych adresowych, na które możemy ją przesłać”.

Pisze o mnie Pałlo Koejlo
W tym czasie sprawa zrobiła się głośna. Zadzwoniło do mnie paru znajomych – nawet takich dawno niesłyszanych - żeby zapytać, czy to wszystko prawda (w sumie to niezbyt mądre pytanie, bo przecież gdybym zmyślał, tobym się nie przyznał). Znajomi (Nieznajomi też) na fejsie szaleli w najlepsze. Niektórzy wzywali do bojkotu stoiska Sokołowa w Kauflandzie. Grzegorz Tajsner napisał tak: „Pójdźmy tam kiedyś dużą grupą o 20.05, ty poprosisz o zmielenie, a my wyciągniemy plakaty i będziemy skandować: ZMIEL ŁOPATKĘ!”. Jego wpis zebrał 10 „polubień”. Wojtek Wyszogrodzki przygotował grafikę: moją facjatę wkleił na sklepowe tableau znane z filmu „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?”. W tej kultowej PRL-owskiej komedii krnąbrny klient poszedł do kierownika sklepu ze skargą, że mu ekspedientka podała kurczaka szmatą od podłogi. Klient był wybitnie awanturujący się, trafił więc na sklepowe tableau pod hasłem „Tych klientów nie obsługujemy”. I na takie właśnie wmontował mnie Wojtek Wyszogrodzki, za co otrzymał od innych 12 „lajków”.

Aż 15 zdobył ich Krzysztof Jakubczak za wpis o takiej treści:
„- Poproszę o kilogram mielonej łopatki.
- Mielimy...
- Ooo, to ja poczekam!
- ...Mieli my wczoraj!”.

No ale rekordzista okazał się Tomek Rusek. Przygotował okładkę książki Pałlo Koejlo „Utracone mielone” z nadtytułem „Najsmutniejsza historia roku”. Na okładce były trzy zdjęcia: dwie porcje mielonego, a pośrodku moja twarz. Fejsbukowicze dali mu 19 „lajków”.
11 października napisałem na Facebooku tak:

Chciałbym wszystkim Znajomym (Nieznajomym też), którzy zainteresowali się moim postem, bardzo podziękować. Na chwilę obecną zebrałem pod nim ogromną (jak na mnie) liczbę 30 udostępnień, 50 komentarzy i 96 „polubień”, „zdziwień”, serduszek (tak!) – i innych reakcji. Panu Maciejowi Piotrowskiemu z Sokołowa odpiszę za chwilę, że przyjmę w ramach zadośćuczynienia „paczkę rekompensacyjną” wraz z kawałkiem zmielonej łopatki oraz kilkoma gadżetami ułatwiającymi jej przygotowanie. Nie chciałbym jednak być posądzony o interesowność, z prawdziwą więc przyjemnością po otrzymaniu „paczki rekompensacyjnej” przekażę ją osobie, która na chwilę obecną zebrała najwięcej „lajków” pod swoim komentarzem do mojego posta. Jest to Pan Tomasz Rusek, którego komentarz (zobaczcie, jak się Pan Tomasz Rusek napracował) polubiło aż 19 osób. Blisko byli też Panowie: Krzysztof Jakubczak, Wojciech Wyszogrodzki i Grzegorz Tajsner, ale, jak wiadomo, za blisko nie płacą, dlatego tym razem muszą obejść się smakiem ;)

A może mi pan jeszcze… napisać
Tu ważna - przynajmniej dla mnie – dygresja: w żadnym miejscu mojej korespondencji z Sokołowem nie napisałem, że jestem dziennikarzem. Mail wysłałem ze skrzynki żony. Moja jest redakcyjna, a nie chciałem, żeby ktoś mnie posądził, że chcę sobie załatwić zmielenie tej łopatki poprzez gazetę ;)

Wschodzące gwiazdy z Gorzowa na szklanym ekranie

Ale, przyznać muszę, zwierz dziennikarski chyba we mnie siedzi, bo chciałem sprawę wyjaśnić do końca. Do Macieja Piotrowskiego, specjalisty ds. reklamacji z Sokołowa, wysłałem (znów ze skrzynki żony) kolejny mail: „A może mi pan jeszcze napisać, do której godziny (ile minut przed zamknięciem) na tym stoisku nie można mielić mięsa i czy pojawi się tam jakaś tabliczka z informacją na ten temat?”.

Odpowiedź przyszła niemal natychmiast: „Szanowny Panie. Uprzejmie informujemy, że sklep jest czynny do godz. 21.00 i do tego właśnie czasu ma Pan prawo zakupu interesującego Pana produktu – w tym również poproszenia o zmielenie mięsa. Chcielibyśmy zapewnić, że kontaktowaliśmy się z kierownictwem w tej sprawie oraz upomnieliśmy sprzedawczynię. Jeszcze raz przepraszamy za zaistniałą sytuację (…)”.

Pozostało mi czekać na paczkę rekompensacyjną. We wtorek 16 października dostałem uprzejmy telefon od przedstawiciela Sokołowa z pytaniem, czy nazajutrz mogę tę paczkę przyjąć. Zostałem zaproszony do wizyty w gorzowskim przedstawicielstwie firmy, ale nie miałem czasu, więc umówiliśmy się w Parku 111 (tu mamy redakcję).
Nazajutrz zjawił się Bogumił Pastwa. Miły gość, wielki jak góra, okazał się kierownikiem oddziału Sokołowa w Gorzowie. Jeszcze raz mnie przeprosił i wręczył „paczkę rekompensacyjną”. Pogadaliśmy chwilę. Przyznał, że widział, jaki się szum zrobił na fejsie przez tę łopatkę. – Tak to niestety bywa. Firma procedury ma wyśrubowane, na jednej zmianie w zakładzie każe trzy razy zmieniać noże do krojenia, żeby było czysto i bezpiecznie dla klienta, a potem klienta spotyka coś takiego jak pana – mówił.

Przyznał, że mnie wygooglował i wiedział już, że jestem dziennikarzem. – Ale nie dlatego tu jestem. Wiem, że może pan nie uwierzyć, ale dla nas naprawdę klient jest ważny, staramy się każdego szanować – mówił. I opowiedział, jak to pewnej starszej pani z Gorzowa zawiózł „paczkę rekompensacyjną” do domu. – Nie pamiętam już szczegółów, ale poskarżyła się na zakupiony w Biedronce produkt Sokołowa. Biedronka to nie jest nasz sklep, tu odpowiedzialność jest inna niż w sklepach własnych naszej sieci, ale uznaliśmy, że tę panią też trzeba przeprosić i jakoś symbolicznie nieprzyjemności zrekompensować – mówił.

Zapytałem go jeszcze, czy firma nie powinna umieszczać na stoiskach informacji, gdzie klienci mogą złożyć skargę (znów mi się włączył tryb: dziennikarz). – Nie ma potrzeby. Każdy pracownik ma obowiązek podać konkretne dane kierownika sklepu, żadne RODO nie ma tu nic do rzeczy. Pani, z którą pan rozmawiał tak cierpliwie, w tej sprawie też postąpiła niewłaściwie – tłumaczył spokojnie Bogumił Pastwa.

Pęto kiełbasy zeżarliśmy
Jak sobie poszedł, tośmy otworzyli paczkę. Tomek Rusek (to nie tylko znajomy z Facebooka, ale też kolega z redakcji) z właściwą sobie skromnością nie chciał całej. Wziął tylko mielone. Wtykałem mu też kawał łopatki niezmielonej, ale się zaparł. Zaprosiłem więc do redakcji Wojtka Wyszogrodzkiego (od „Tych klientów nie obsługujemy”) i dałem mu w nagrodę firmowy fartuch i rękawicę kuchenną Sokołowa. Krzysztofowi Jakubczakowi (od „Mieli… my wczoraj”) zaniosłem do domu (jesteśmy sąsiadami, jak to znajomi z fejsa) firmową deskę do krojenia i torbę termiczną. Łopatkę niezmieloną dałem żonie za korzystanie z jej skrzynki do moich prywatnych celów (poza tym niech coś kobita od życia ma jak mąż awanturujący się). Przez chwilę myślałem o tym, żeby Grzegorzowi Tajsnerowi zawieźć do siedziby TVP (Grzegorz to kolega po fachu) pęto kiełbasy spod strzechy Sokołowa, ale zanim sobie uświadomiłem, że mam taki pomysł, zeżarliśmy je w redakcji.
Ja najwięcej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorzowwielkopolski.naszemiasto.pl Nasze Miasto