Kogo chroni? Miasto, jego mieszkańców i jego tereny, czy
prywatny biznes zamiejscowy?
Wiele razy zastanawiałam się, czy w tym mieście czuję się
bezpiecznie? I nie chodzi mi o ilość ewentualnych zagrożeń ze strony chuliganów, a raczej
skuteczność ochrony ze strony policji. Odpowiedź jest, jak można się domyślić, negatywna. Nie czuję
się chroniona przez policję. I nie czuję, że policja chroni miasto, czyli jego tereny.
Poszłam dzisiaj z córką do parku Słowiańskiego, by wesprzeć choć swoją obecnością młodych
ludzi, próbujących zmienić podejście ludzi do odwiedzin w cyrkach, w których występują dzikie
zwierzęta. Na marginesie - czapki z głów dla młodzieży, ale o tym innym razem :).
Zacznę
więc od początku.
Przy wjeździe do parku Słowiańskiego jest tabliczka z regulaminem,
zakazująca w parku ruchu pojazdami mechanicznymi. Kilkanaście metrów dalej jest znak
drogowy: zakaz ruchu wszelkich pojazdów, z wyłączeniem służb komunalnych. Domyślam
się, że cyrk, który uzyskał zgodę na zajęcie placu, otrzymał też pozwolenie na wjazd swoich
samochodów przewożących elementy namiotów, ludzi, czy - niestety - zwierzęta. Ale pytanie, które
mnie nurtuje, brzmi: czy cyrk uzyskał również zgodę na to, by całkiem sporą część zieloną parku
zająć na parkingi dla swoich klientów? Bo dzisiaj park i jego trawniki stały się całkiem pokaźnym
parkingiem. Bezpłatnym dla parkujących.
Zadzwoniłam więc na policję i uzyskałam
informację, że policja nie wie, od tego jest Urząd Miasta i mam pytać jutro w tym urzędzie właśnie.
Pana odbierającego zgłoszenie jakby kompletnie nie zainteresował fakt ewentualnego łamania przepisów
- mam to sobie sprawdzić jutro w urzędzie, czy samochody stoją (dzisiaj) zgodnie z prawem i już.
Pewien Pan, który był w parku w tym samym czasie, również dzwonił na policję.
Powiedział, że jeśli jest taka zgoda - znak powinien być zasłonięty. A nie był. Policja zgłoszenie
przyjęła, przyjechała po kilkunastu (mniej więcej) minutach. Patrol wjechał na
plac, pod samą bramę wejściową do cyrku, wysłuchał wypowiedzi jednego, czy kilku
pracowników cyrku (przez okno samochodu, żadne z dwojga policjantów nie pofatygowało się, by
wysiąść), i ruszył z powrotem. Nie wahając się zatem podeszłam z boku do pojazdu policji,
pan policjant kierujący autem łaskawie otworzył okno, by mnie wysłuchać. Zapytałam więc, czy te
wszystkie samochody parkujące w parku mają na to zgodę. Pan policjant powiedział, "że myśli,
że mają". Nie - że mają, nie - że nie mogą parkować, on "myśli, że mają
zgodę". Nie poprosił pracowników cyrku o żaden dokument, wysłuchał jedynie ich wypowiedzi.
Na moje stwierdzenie, że na placu zabaw (tyły cyrku - huśtawki) są odchody zwierząt z cyrku, pan
policjant zapytał, tu cytat: "czy ma sam posprzątać?" Gdy odpowiedziałam, że nie,
ale egzekwować od cyrku, i gdy dodałam, że gdyby mnie złapał w mieście z psem, a nie sprzątnęłabym
po nim psiej kupy - wręczyłby mi mandat - zamilkł, zamknął okno i odjechał. To wszystko, o czym mi wiadomo, co zrobiła policja, wezwana na
zgłoszenie parkowania na zakazie ruchu.
W międzyczasie rozmawiałam z pracownikiem
cyrku, który mi powiedział, że mają zgodę na parkowanie klientów. Po lekkim "przyciśnięciu", że znak
nie jest zasłonięty i w związku z tym mogą tu wjeżdżać tylko służby komunalne, orzekł, że w ogóle o
co mi chodzi, przecież i tak nie ma tu trawy (swoją drogą - dlaczego?). Po moim stwierdzeniu, że
samochody stoją jednak i na trawie - zamilkł. A gdy powiedziałam, że na placu zabaw są odchody
zwierząt powiedział, że "to ekologiczne jest". Zmieszał się dopiero, jak mu powiedziałam, że w
naszym mieście obowiązują przepisy, że po zwierzętach się sprząta. Efekt tego dialogu jest jedynie
taki, że na plac wyruszył pan z szuflą i pozbierał, co powinien był pozbierać.
Pytanie
brzmi: czy cyrki wynajmujące teren do rozstawienia namiotów i wozów cyrkowych płacą również za
parkingi dla klientów? Czy pokrywają koszty zniszczonych trawników? Jak wygląda umowa z cyrkiem i
miastem? I od czego jest policja w takich sytuacjach? Czy nie powinna wyjaśnić na miejscu sprawy?
Czy nie powinna zareagować na łamanie przepisów (regulamin, zakaz ruchu)? Dlaczego lekceważy
się zgłoszenia mieszkańców i tym samym staje po stronie zamiejscowego biznesu? Dlaczego dwójce
policjantów nie chciało się nawet wysiąść ze służbowego samochodu, tylko prowadzić rozmowy (choć
były to raczej monologi stron poza autem) przez okno? Do czego nam taka policja, pytam? Czy zwykły
człowiek może się czuć w takim mieście bezpiecznie? Ja się nie czuję.
Nie mam czasu, by
biegać po komendantach ze skargami, ani na to by wyjaśniać w urzędzie, czy ten parking był legalny,
czy nie i czy cyrk zapłacił za szkody wyrządzone stojącymi na trawie dziesiątkami aut. Ale to nie
zmienia faktu, że na przyszłość chciałabym wiedzieć, kto miał rację. Bo może się mylę. Bo może
legalne jest wjeżdżanie w zakaz podczas imprezy i pomimo znaku? Może ktoś z MM-kowiczów mnie
oświeci? Może niepotrzebnie się denerwuję, bo Miasto otrzyma solidną porcję złotówek na naprawę
trawników? Za zasmrodzenie spalinami parku? Ale nawet jeśli, to uważam, że powinna nam to wyjaśnić
policja, która była na miejscu. Wystarczyło, by poprosiła przedstawiciela cyrku o zezwolenia.
Sprawdziła, czy samochody, które zaparkowały w parku stoją tam zgodnie z prawem. A potem przekazała to nam - interweniującym mieszkańcom.
Wystarczyłoby, gdyby policjant, czy policjantka chociaż wysiedli z auta i się
wypowiedzieli, wyjaśnili nam czy jesteśmy w błędzie. Zrobili cokolwiek.
Odniosłam
wrażenie, że para policjantów przyrosła do foteli, a tak w ogóle to zrobili wielką łaskę, że
przyjechali i czego się właściwie od nich chce, przecież nie będą spisywali wszystkich rejestracji.
Nie przeszkadzać policji odbębniać swoje godziny pracy - takie moje wrażenia z tego dnia, z tej
konkretnej sytuacji. Smutne.
Jeśli do tego obrazka dołączymy inne, ot chociażby ten http://www.mmgorzow.pl/artykul/menele-opanowaly-centrum-i-tu-rzadza#comment-446544
Wyślij wiadomość do Jamajka
Zgłoś Jamajka