Bogusław Nowak, legenda Stali Gorzów, kończy 67 lat. Wspomina początki kariery, największe sukcesy i wypadek, po którym jeździ na wózku...
Ale klamka już zapadła, na liście adeptów zapisanych do szkółki widniało nazwisko Nowak. Trener Pogorzelski bardzo szybko eliminował kolejnych śmiałków. Błyskawicznie odpadali kozacy, którzy od razu chcieli zawojować świat i bez pamięci odkręcali manetkę gazu, co najczęściej kończyło się upadkiem. Tymczasem 17-letni Boguś pokonywał kolejne szczeble. - Mnie chyba uratowało to, że postanowiłem nie robić nic więcej niż to, co mi powie trener. Kazał na prostej otworzyć gaz, wejście w łuk pyr, pyr, pyr i od wyjścia znowuż gaz i całą prostą. To zaczynało procentować - relacjonuje. - Z tej armii Pogorzelski wybrał mnie, Fabiszewskiego, Woźniaka, Plecha, Jóźwiaka. Rembas przyszedł rok po nas. To był taki nabór, który w zasadzie stworzył przyszłą Stal. - Udało się w Stali zrobić coś, co w Polsce nie miało miejsca - zauważa pan Bogusław. - Pogorzelski każdego z nas przydzielił staremu zawodnikowi. Akurat z tej sympatii mnie wziął on pod swoją opiekę, Padewski wziął Plecha, Woźniaka - Jancarz, a Fabiszewskiego - Migoś, bo mieszkali w podwórku naprzeciwko siebie. No i tak się stało, że my, młodzi mieliśmy bardzo dobre oparcie. Każdy z tych starych starał się, żeby jego podopieczny był najlepszy. I w sprzęt, i w skóry nas zaopatrywali. To był okres idealnego wprowadzenia młodych zawodników do drużyny. Zobacz również: "Żużel" - powstaje film o czarnym sporcie: