Orkan przyszedł po ciemku
Nad województwo lubuskie orkan dotarł w nocy z piątku na sobotę. Już późnym wieczorem można było odczuć, że wiatr się wzmaga, ale na dobre rozszalał się dopiero po północy. Kilka godzin później, kiedy większość z mieszkańców już spała, strażacy rozpoczynali pierwsze działania związane z usuwaniem skutków niszczycielskiej wichury. A ta zrywała dachy z budynków i łamała drzewa jak zapałki. Ale to był dopiero początek...
Po intensywnej i niespokojnej nocy przyszedł równie intensywny i niespokojny dzień. Wichura nie ustępowała. Zrywała linie energetyczne pozbawiając prądu wielu mieszkańców regionu. Strażacy pracowali w pocie czoła.
Więcej o tym przeczytasz tutaj: Krajobraz po nawałnicy. Trwa usuwanie szkód wyrządzonych przez szalejący żywioł
Ciepła kąpiel, coś na ząb i spać!
Strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej w Skwierzynie miniony weekend zapamiętają na długo. A i on sam był dla nich wyjątkowo długi. Pierwsze telefony rozdzwoniły się w remizie w piątek przed pierwszą w nocy. I od tego momentu nie było już chwili na odpoczynek. Swoje działania druhowie zakończyli dopiero późnym wieczorem.
Tylko w ciągu tej jednej doby odnotowaliśmy blisko trzydzieści zdarzeń. Jak sięgam pamięcią jeszcze nigdy w mojej kilkudziesięcioletniej strażackiej historii nie było takiej sytuacji. To była momentami praca ponad siły i ponad ludzkie możliwości. Aż trudno do tego wracać, bo chłopaki jeździli praktycznie bez przerwy. I dosłownie bez wytchnienia - opowiada Michał Kowalewski z OSP w Skwierzynie.
W przerwach między kolejnymi wyjazdami, strażacy w biegu posilali się kanapkami oraz pysznym żurkiem przygotowanym przez ich żony. Po wszystkim - umorusani i potwornie zmęczeni - wracali do swych domów mając tylko jedno marzenie… ciepła kąpiel, coś na ząb i spać! Pragnęli jeszcze tylko, żeby kolejna nocka minęła spokojnie...
Był tylko wyjazd za wyjazdem
Jeszcze szybciej działać zaczęli strażacy z Bogdańca. W piątek, kilkanaście minut po godzinie 21:00 wyjeżdżają do powalonego drzewa w Stanowicach. Niedługo później dostają informację o uszkodzonym dachu budynku w Bogdańcu. Tymczasem wiatr cały czas się wzmaga...
I tak się zaczęło. Później był już tylko wyjazd za wyjazdem i tak bez końca. W kulminacyjnym momencie działało piętnastu naszych strażaków. Jedni wracali, robili chwilę przerwy gdzieś na kozetce, drudzy jechali na akcję i tak w kółko przez kilkanaście godzin. To był bardzo trudny i nieprzewidywalny czas. Wcześniej synoptycy ostrzegali przed tym wiatrem, ale tego, co się wydarzyło chyba nikt się nie spodziewał - mówi Mariusz Kulesza, naczelnik OSP w Bogdańcu.
Pomagały... aniołki naczelnika
Ale druhowie z Bogdańca nie tylko pomagali w usuwaniu szkód wyrządzonych przez huraganowy wiatr. Sami również musieli się z nimi zmierzyć.
W pewnym momencie przestał działać numer alarmowy, więc ludzie osobiście przychodzili do remizy z prośbą o pomoc, bo nie było innej możliwości kontaktu. Jakby tego było mało - w remizie również zabrakło prądu, bo nasze agregaty zasilały między innymi respiratory w domach potrzebujących mieszkańców - dodaje Mariusz Kulesza.
Z pomocą przyszły jednak "aniołki naczelnika". Tak pieszczotliwie nazywane są druhny, które działają w bogdanieckiej jednostce.
Dziewczyny stanęły na wysokości zadania i im także należą się ogromne podziękowania. Przygotowały świeczki i pilnowały strażnicy, kiedy nie było prądu. Siedziały w remizie i szykowały nam ciepłe posiłki, abyśmy nie wyjeżdżali do kolejnych zgłoszeń głodni - mówi naczelnik OSP w Bogdańcu.
Najwięcej interwencji strażacy podejmowali od piątkowej nocy do sobotniego wieczoru. Porywy wiatru osiągały wówczas nawet ponad sto kilometrów na godzinę. Wichura osłabła dopiero w niedzielę. W związku z orkanem lubuska straż pożarna przeprowadziła w sumie ponad dwa tysiące interwencji.
Zobacz też:
Najlepsze atrakcje Krakowa
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?