Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gorzów: pierwsze pożary po wojnie strażacy w mieście gasili pożyczonymi wiadrami [GALERIA]

OPRAC.: red.
Tak prezentowała się gorzowska straż pożarna w swoich początkach
Tak prezentowała się gorzowska straż pożarna w swoich początkach zbiory KM PSP w Gorzowie
Początki straży pożarnej w Gorzowie były dramatycznie ciężkie. Brakowało wszystkiego. Jednak grupka zapaleńców dała radę. I tak zaczęła się piękna historia gorzowskich ratowników.

O tym, jak wyglądało powstawanie gorzowskiej komendy, wiemy doskonale dzięki zachowanemu opisowi z lat 40. Są nazwiska, daty, wyliczenia sprzętu. A może raczej rzeczy, które na samym początku sprzęt udawały.

Najpierw na 30 Stycznia

W kwietniu 1945 r. do Gorzowa przyjechał obywatel Janas. I to on wziął się za organizację straży. Powiadomił o tym swoich znajomych z Inowrocławia: Leona Adamczewskiego oraz Michała Kolasińskiego, którzy jeszcze w kwietniu też stawili się w mieście. W maju dojechał syn pana Michała: Stanisław. I to właśnie ta ekipa zgłosiła się do Leona Kruszony, we wspomnieniach nazywanego obywatelem wiceprezydentem, z pomysłem zawiązania jednostki. Dostali zgodę.

Do pomocy Polacy wzięli siedmiu Niemców. A pierwszym adresem straży, o czym mało kto dziś wie, był budynek przy ul. 30 Stycznia 7. Choć już w 1946 r. jednostka była przy ul. Dąbrowskiego, gdzie znajduje się do dziś.

Fatalnie było ze sprzętem. Tak źle, że pierwszy, kwietniowy pożar w 1945 r. gaszony był za pomocą pożyczonych wiader..

Sprzęt na wagę złota

Do 1 maja strażacy wystarali się o drabinę mechaniczną, hydronetkę, kilka metrów węża, prądownice, wiadra i drobny sprzęt mechaniczny. Do 10 maja stan sprzętu powiększył się o dwie drabiny (o długości 16 i 24 metrów), dwie drabiny przystawne składane, aż 280 m węża, sześć prądownic, narzędzia ślusarskie i stolarskie. Do służby przyjęto też sześciu Polaków: Adama Ziółkowskiego, Bolesława Poziomskiego, Antoniego Dziubę, Stefana Dziubę, Antoniego Knopa i Alojzego Kocińskiego.

12 maja znowu świętowano powiększenie bazy sprzętowej. Tym razem o... dwa konie z wozem. A później tym wozem z fabryki juty zabrano jeszcze siedem drabin hakowych, kilka przystawnych, dziewięć kawałków węża, przyczepkę, klucze do hydrantów i sporo drobnego sprzętu, który był strażakom niezbędny do pracy.

[wytloczenie]Później doszła jeszcze sikawka konna, zwijak wężowy i kolejną „drobnicę”.[/wytloczenie]

Pożarów nie brakowało

Jak wynika z zapisków strażaków, pożary w pierwszych powojennych tygodniach wybuchały często „gdyż zdarzały się podpalenia przez Niemców oraz nieostrożne obchodzenie się z ogniem”. We wspomnieniach organizatorów straży ogniowej czytamy, że najbardziej brakowało motopompy. To dlatego komendant Michał Kolasiński poprosił o pomoc komisariat Milicji Obywatelskiej. [wytloczenie]Chciał by milicjanci dali znać, gdyby gdzieś na terenie miasta znaleźli takie urządzenie.[/wytloczenie] I udało się! Już po kilku godzinach milicjanci przytargali strażakom sprawną maszynę do pompowania wody.

W sprawozdaniu z sierpnia 1946 r. czytamy jeszcze: „Za wyjątkiem czterech koni, które są zawsze w rozjazdach i samochodu, który jest w remoncie, straż pożarna nie posiada innych środków do szybszego poruszania się. Wskazane było by, aby straż posiadała zamiast koni tylko samochody, ale na razie musi się kontentować tym i trzeba przyznać, że robi co może, aby zawsze stanąć na czas do akcji”.

Tragedia komendanta

O tym, jak ciężko było być strażakiem w powojennych czasach, gdy nie było dobrego sprzętu i środków ochrony, świadczy historia Tadeusza Begiera. W 1945 r., po przyjechaniu do Gorzowa, został komendantem Miejskiej Straży Pożarnej i Powiatowym Inspektorem Pożarnictwa (nadzorował utworzenie 32 ochotniczych straży pożarnych w ówczesnym pow. gorzowskim). 9 lutego 1946 r. ruszył na ul. Chrobrego gasić pożar radzieckiego auta, które przewoziło benzynę i karbid. Uratował trzech żołnierzy, jednak ucierpiał chwilę później wybuchu samochodu. Przeżył, ale utracił 65 proc. zdrowia. Pracował w pożarnictwie do kwietnia 1949 r.

Materiał opracowany na podstawie książki „Trudne gorzowskie początki. Z dziejów gorzowskich instytucji” autorstwa Dariusza Aleksandra Rymara. Wyd. Towarzystwo Przyjaciół Archiwum i Pamiątek Przeszłości w Gorzowie. Książka to zbiór materiałów źródłowych: raportów poszczególnych służb i urzędów, które na zlecenie Zarządu Miasta opisały w latach 40. początki swojego istnienia, problemy, wyzwania i wyposażenie, jakim dysponowały.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Gorzów: pierwsze pożary po wojnie strażacy w mieście gasili pożyczonymi wiadrami [GALERIA] - Gazeta Lubuska

Wróć na gorzowwielkopolski.naszemiasto.pl Nasze Miasto